sobota, 22 lutego 2014

Rozdział VII



Nimrodel


   -Nimrodel, obudź się. Miriel, to nie działa!
Elladan  próbował przywrócić siostrzenicy przytomność. Gorączka jeszcze się nasiliła, a ponad to księżniczką wstrząsały drgawki. Elf przyjrzał się ranie na ramieniu. Była na pozór zasklepiona, ale pod skórą zebrała się czarna ciecz.
- Co to u licha jest?!
Zrozpaczona Miriel tylko pokręcił głową. Wiedziała, ze Elrohir nie utrzyma Elrosa na pokładzie, każąc wpatrywać się w port Eressei.
- Musimy zabrać ją do twego ojca. Na pewno jej pomoże.
Elladan nie był tego taki pewny, ale nie miał czasu na rozmyślanie, bo właśnie wpłynęli do portu. Wziął Nimrodel delikatnie na ręce i wyszedł na pokład. Na brzegu stała grupa elfów czekających na statek. Elladan rozpoznał rodziców.
   Elros podszedł do Nimrodel. Po policzkach spływały mu łzy.
 - Co jej jest?
- Nie wiem, Elrosie. Nie bój się, wyleczymy ją. A na razie trzymaj się Miriel.
Elfka wzięła chłopca za rękę. Po chwili wszyscy zaczęli schodzić na brzeg. Elladan, Mirel i Elros poczekali na koniec, ale Elrohir jako pierwszy zszedł na ląd. Podszedł do rodziców i uściskał zapłakaną Celebrianę. Następnie powitał ojca.
- Witaj synu. Nie ma z tobą twego brata?
-  Jest jeszcze na statku. Ojcze, potrzebujemy twojej pomocy. Jest z nami jeszcze Miriel i…
- Kto taki?- Celebriana włączyła się do rozmowy, a chwilę później jej wzrok powędrował ku drugiemu synowi, który właśni do nich szedł z nieznajomą dziewczyną na rękach. Elrohir podszedł do niego i uwolnił go od ciężaru, choć Nimrodel na skutek działania trucizny była lżejsza niż piórko. Elladan przywitał się z rodzicami, po czym wyjawił imię dziewczyny.
- To Nimrodel, córka Arweny. Jest poważnie chora. Raniono ją zatrutym nożem w Bree. Umrze, jeśli jej nie pomożesz, ojcze.
- To człowiek- szepnęła Celebriana.
- To nie człowiek! To półelf!
Elros wyrwał się Miriel  i popatrzył ze złością na elfy.
- Ale on z całą pewnością jest człowiekiem- powiedział Elrond.- Przywożąc ich tu naraziliście nas na gniew Valarów. Dam wam leki dla Nimrodel, ale nie przyłożę ręki do jej uzdrowienia.
Elladan popatrzył gniewnie na ojca i jednocześnie zatkał Elrosowi usta dłonią, ponieważ chłopiec miał już zacząć krzyczeć.
- To nic nie da- wyjaśnił krótko.

*  *  *

   Świat zawirował mi przed oczami i pogrążyłam się w mroku przepełnionym ogromnym bólem. Zdawało mi się, że ciemności są co raz większe, a wraz z nim wzrastał ból. Czułam, jak ktoś kilkakrotnie mnie przenosi. Czułam powiew wiatru na twarzy, a potem ktoś położył mnie na czymś miękkim. Ból znów się spotęgował.
To koniec, wiem to. Myśl o tym, co będzie dalej z Elrosem nie daje mi spokoju. Zdobywam się na ostatni wysiłek. Wypowiadam tylko kilka słów, a czuję się, jakbym podniosła górę
- Elladanie, zadbaj, żeby Elros wrócił do Gondoru. Obiecaj mi to…
Nie ma odpowiedzi, nie mam już sił.

*  *  *

   - Gaśnie!
Podano już wszystkie możliwe lekarstwa, a było tylko gorzej. W tej chwili Nimrodel odezwała się ledwo słyszalnym głosem:
- Elladanie, zadbaj, żeby Elros wrócił do Gondoru. Obiecaj mi to…
- Obiecuję…
 Nagle Miriel zerwała się z miejsca i ruszyła do wyjścia.
- Gdzie idziesz?
- Po twojego ojca. Musi nam pomóc.
- Nie zrobi tego.
Miriel mimo to wybiegła z pomieszczenia i ruszyła przez korytarz. Zobaczyła przed sobą Elronda i podbiegła do niego.
- Nie, Miriel. Nie pomogę wam.
- Pozwolisz, by twoja wnuczka umarła? Ona tu nie jest dla siebie. Ma misję do spełnienia. Ten chłopiec, to Elros, wnuk Arweny. Gondorowi grozi wojna, więc go zabrała za granicę i dotarła aż tu.
Czy to sumienie go do tego zmusiło, czy natarczywe spojrzenie Miriel? W tej chwili tego nie wiedział, ale ruszył w stronę komnaty, w której jego synowie walczyli o życie księżniczki. Spojrzeli na niego zdumieni, kiedy podszedł do łóżka i wziął Nimrodel za rękę wypowiadając jednocześnie słowa:
- Nimrodel, lasto beth nîn, tolo dan nan galad.

*  *  *

   Ktoś mnie woła. Słyszę jego głos wyraźnie, ale nie ufam mu. Ta sama osoba nie chciała mi przedtem pomóc. Duma nie pozwala mi przyjąć pomocy. Mrok pochłania mnie jeszcze bardziej.

*  *  *

   - Nie ufa mi. Słyszała, co przedtem powiedziałem. Jej stan się jeszcze pogorszył.
Miriel ponownie wyszła na korytarz i rozmyślała, do kogo jeszcze mogłaby się udać. Nagle ją olśniło. Że też nie pomyślałam o tym wcześniej!

*  *  *

  Odchodzę…Odchodzę nie dokonawszy wyboru. Jest ciemno. Wszystko mnie boli. Ciało trawi ogień. Aż nagle robi się jasno. Przyjemnie jasno. Ktoś bierze moją rękę, kładzie dłoń na głowie. Kobiecy głos wypowiada słowa w języku elfów:
- Nimrodel, lasto beth nîn, tolo dan nan galad.
Nie mogę go nie posłuchać. Ciekawość zwycięża. Chcę zobaczyć, kto ma dość sił, aby mnie zmusić do przebudzenia.

*  *  *

   Elladan stracił już nadzieję, gdy wróciła Miriel. Elrohir właśnie zmieniał zimny okład, gdy ktoś położył mu dłoń na ramieniu. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Galadrielą. Za nią stała Miriel i wpatrywała się w wymizerowaną twarz Nimrodel.
- Pomóż jej. Mnie nie ufa- odezwał się Elrond.
- Wcale się temu nie dziwię- odparła chłodno. Położyła rękę na głowie księżniczki i ujęła jej dłoń.
- Nimrodel, lasto beth nîn, tolo dan nan galad.
Nimrodel drgnęła, a potem zaczęła regularnie oddychać. Otworzyła oczy, uśmiechnęła się, a potem znów je zamknęła i zasnęła. Galadriela także się uśmiechnęła i pogłaskała ją po głowie.
- Jutro będzie jak nowo narodzona.
- Dziękuję- cienki głosik dobiegał z kąta, w którym jeszcze przed chwilą spał Elros. Chłopiec podszedł do Galadrieli. Patrzył na nią przez łzy, po czym mocno się do niej przytulił. Zaskoczył ją tym tak samo, jak wszystkich innych.
- Już dobrze. Nimrodel wyzdrowieje.
- Jak to możliwe? Nikt nie potrafił jej pomóc.
Uśmiechnęła się tajemniczo.
- Czy to ważne? Najważniejsze, że żyje, prawda?

*  *  *

   Promienie wschodzącego słońca padały na twarz Nimrodel przyjemnie ją ogrzewając. Odetchnęła głęboko świeżym powietrzem i otworzyła oczy. Biała komnata w której leżała była obszerna, a jej okna wychodziły na Wschód. Na parapecie siedziała Miriel. Jeszcze piękniejsza, niż zwykle. Zawdzięczała to temu, że znajdowała się w Nieśmiertelnych Krainach.
- Miriel?
Elfka podskoczyła jak oparzona i podbiegła do łóżka.
- Obudziłaś się! Wreszcie! Jak się czujesz?
- Nie czułam się tak dobrze, odkąd opuściłam Eregion.
- Pani Galadriela mówiła, że tak właśnie będzie.
- Kto taki?
- Pani Galadriela. To właśnie ona sprawiła, że wyzdrowiałaś
- Jedyne, co pamiętam to niesamowite światło towarzyszące jej głosowi. Co z Elrosem? Gdzie Elladan i Elrohir?
- Elros śpi, a oni są z rodzicami.
- To Elrond nie chciał mi pomóc, prawda?
Miriel skinęła głową i więcej nie rozmawiały na ten temat. Minęło kilka dni, podczas których Nimrodel całkowicie odzyskała siły. Zaczęła spacerować wsparta na ramieniu któregoś z braci. Skutecznie unikała innych elfów, choć bardzo chciała podziękować Galadrieli. Po kolejnych kilku dniach spacerowała już sama. Pewnego dnia zapragnęła wreszcie podziękować Galadrieli i ruszyła na jej poszukiwanie. Mijało ją wielu elfów i wiedziała, że może po prostu spytać, gdzie ją znajdzie, ale wszyscy patrzyli na nią tak nienawistnie, że wolała się nie odzywać. W ten sposób dotarła do białej plaży. Była pusta, cicha i niewyobrażalnie piękna.
- Zgubiłaś się?
Za nią stał ciemnowłosy elf i uśmiechał się przyjaźnie. Uśmiech był szczery i sprawiał, że elf wyglądał na godnego zaufania.
- Nie, po prostu szukam pani Galadrieli. Wiesz, gdzie mogę ją spotkać?
- Masz szczęście. O tej porze często spaceruje po plaży. O, tam jest.
Nimrodel odwróciła się i zobaczyła spacerującą postać.
- Dziękuję...
- Mam na imię Amroth
- Dziękuję, Amrocie. Mam na imię Nimrodel.
- Cóż za dziwna zbieżność imion, prawda?
- Rzeczywiście. Muszę już iść. Do widzenia.
- Do zobaczenia.
Nimrodel z duszą na ramieniu ruszyła przez plażę w stronę spacerującej Galadrieli. Teraz, gdy miała z nią porozmawiać, czuła się dziwnie. Po chwili zrozumiała, o co chodzi. Czuła się onieśmielona. Ona, księżniczka Gondoru, która nigdy nie miała problemów z nieśmiałością. Weź się w garść! Była już blisko i Galadriela ją zauważyła. Przystanęła, zaciekawiona.
- O co chodzi, Nimrodel?
- Ja… To znaczy…
- Chcesz mi podziękować, ale nie wiesz, jak się do mnie zwrócić- nie było to pytanie, a stwierdzenie faktu.- Myślę, że najlepiej będzie po imieniu.- Nimrodel otworzyła szeroko oczy.- Nie patrz tak na mnie.
Nimrodel nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Osoba, z którą rozmawiała, właśnie odczytała jej myśli. Ale potem zdała sobie sprawę, że nie jest w Śródziemiu, ale w zupełnie innym świecie.
- Tak… Dokładnie o to mi chodziło. Dziękuję. Dziękuję z całego serca.
Odwróciła się, by odejść, ale Galadriela złapała ją za zdrową rękę.
- Nie odchodź jeszcze. Opowiedz mi coś o sobie i o twoim rodzeństwie.
   I Nimrodel opowiedziała. O wszystkim. O Lalaith, Simbelmyne, Eldarionie, Morwenie i Elrosie.
- A co z tobą? Opowiedziałaś mi o ludziach, ale pozostaje jeszcze ostatni półelf w historii Śródziemia.
- Przecież wiesz o wszystkim. Nie jestem dla ciebie zagadką.
- Dla mnie nie. Ale dla innych- owszem.
Nimrodel zamilkła, ale po chwili spytała:
- Moja matka wiedziała, prawda? Arwena wiedziała, kim jestem?
- Domyślała się tego. Myślę, że nie była pewna i dlatego nic nie mówiła.
- A potem odeszła. Poszła do Lothlórien i tam już zostanie.
- Zmarła tam?
- Tak. Spoczywa na Cerin Amroth…
Galadriela patrzyła teraz na Wschód. Minęło trochę czasu, nim się odezwała:
- Co teraz zrobisz? Jakiego wyboru dokonasz?
- Nie wiem. Będę to musiała kiedyś zrobić, ale jeszcze nie teraz. Nie wiem, jak oni wszyscy tego dokonali. Wybrali, a potem byli szczęśliwi. Ja też tego chcę. Wybrać, nie mając poczucia winy, że kogoś zwodzę.
- Twoje marzenie z pewnością się spełni…

*  *  *

   Następnego dnia Nimrodel poszła z Elrosem nad morze. Nad ich głowami latały olbrzymie orły. W pewnej chwili jeden z nich zniżył lot i wylądował tuż obok Nimrodel. Z grzbietu ptaka ześlizgnął się Amroth i przywitał się z Nimrodel.
- W moich stronach jeździ się konno, ale widzę, że tu jest inaczej.
- Jazda konna już mi się znudziła, więc czasem korzystam z grzbietów moich przyjaciół.- Przerwał na chwilę, po czym szturchnął ptaka w bok.- Gdzie twoje maniery Indorze? Tak wielką panią trzeba godnie powitać.
Ptak spojrzał na niego przenikliwie, po czym zwrócił się do księżniczki ludzkim głosem:
- Witaj na Tol Eressei, Nimrodel, córko Elessara.
Nimrodel zaniemówiła z wrażenia.
- On mówi.
- Cieszę się, że to powiedziałaś- powiedział nieco urażony orzeł.- Sam nigdy bym się nie domyślił.
- Zamilknij, Indorze! Jeśli pani Galadriela się dowie, będziesz miał kłopoty.- Nimrodel posłała mu pytający spojrzenie.- Prosiła, abym dotrzymał ci towarzystwa. Z resztą sam miałem ci to zaproponować. To co, polecisz ze mną?
- Ale gdzie?
- Gdziekolwiek.
- To miłe z twojej strony, ale muszę pilnować Elrosa.
- Ja się nim zajmę- Miriel wyrosła obok jak z pod ziemi.
- Dziękuję Miriel, ale…
- Nie ma żadnego ale!
Nimrodel nie była przekonana. Wciąż miała w pamięci koszmarny sen z orłem w roli głównej. Tymczasem Amroth uśmiechnął się kpiąco.
- Chyba się nie boisz?
- Ja? Bać się? Nie żartuj sobie!
- No to chodź.
   W ten sposób Nimrodel odbyła swoją pierwszą podniebną podróż. Co prawda Amroth pokazywał jej miejsca, tak odległe, że jej ludzkie oczy nie mogły ich dostrzec, ale wszystko i tak było cudowne. Wieczorem szli razem przez port, kiedy Nimrodel zobaczyła nagle kogoś, kto zupełnie tu nie pasował.
- Tam jest krasnolud!
- On? To Gimli, syn Glóina.
- Czyli to prawda…
- Co?
- Że elf Legolas go tu ze sobą zabrał. W Gondorze nikt w to nie wierzy.
- Jeśli pójdziemy jeszcze kawałek w tamtą stronę, może się okazać, że spotkamy Froda Bagginsa, Mithrandira i Sama Gamgee.
- Nie tym razem. Ostatnio spotykam osoby, które znam tylko z opowieści, Jak na razie mam dość rewelacji.
Ruszyli dalej w swoją stronę, kiedy Nimrodel przystanęła i dyskretnie wskazała kolejną osobę.
- Kim ona jest?
- To Tauriel. Kapitan straży króla Thranduila.
- Przecież ona zginęła.
- Masz rację, ale nie zapominaj, gdzie jesteśmy. Ma żal do Valarów.
- O co?
- Siostrzeńcowi Thorina, Kiliemu, nie pozwolono tu wejść. Jego i Tauriel łączyła wielka, niespełniona  miłość.
- Tak samo jak Amrotha i Nimrodel…
- Co takiego?
- Nie, nic. Nieważne.
Po chwili dotarli do domu, w którym mieszkała. Zdziwili się, gdy zobaczyli tam Indora. Orzeł czym prędzej do nich podleciał.
- Moi pobratymcy przynieśli wieści ze Śródziemia. Gondor toczy wojnę z Haradem, prawda Nimrodel?
- Gdy wyjeżdżałam, oba państwa przygotowywały się do wojny.
- Władcę Haradu opętał zły duch. To Umrath. W czasach Saurona nic nie znaczące widmo, teraz największy wróg ludzi.
- Czy mój brat o tym wie?
- Wszyscy już wiedzą. Są jednak nieświadomi tego, z jak wielkim wrogiem przyjdzie im się mierzyć.
Nimrodel pobladła i pobiegła w stronę Elladana, który spacerował razem z Miriel. Szybko wytłumaczyła mu, o co chodzi i natychmiast zwołano naradę. Chcąc nie chcąc, Nimrodel musiała odezwać się do Elronda, który gwałtownie zaprotestował jej wyjazdowi do Śródziemia.
- To potężny wróg, Nimrodel. Zginiesz, nim zdążysz zadać pierwszy cios.
- Nagle obchodzi cię, co się ze mną stanie? To moja sprawa, czy podążę pomóc bratu.
- Sam wyjazd to rzeczywiście twoja sprawa. Ale chcąc pomóc bratu będziesz musiała mieć spory oddział. Bez zgody Valarów nie możemy udzielić wsparcia Gondorowi.
- Więc sama poproszę ich o pomoc.

*  *  *


   Wschodziło słońce, gdy dwa dni później oddział złożony ze stu dosiadających orłów łuczników było gotowych do drogi. Valarowie udzielili pomocy ludzkiemu państwu, jednak nikt nigdy nie dowiedział się, co Nimrodel usłyszała podczas audiencji.
   Galadriela podeszła do Nimrodel i położyła jej dłonie na ramionach.
- Uważaj na siebie, Nimrodel! Wiem z własnego doświadczenia, że duma może zgubić. Raz się już o tym przekonałaś. Nie kłopocz się wyborem. Wiem, że dokonasz go wtedy, gdy najmniej będziesz się tego spodziewała. I powiedz Lalaith, żeby przyszykowała kołyskę.
Nimrodel popatrzyła na nią z niedowierzaniem. Przyszło jej na myśl, ze taką samą minę będzie miała Lalaith.
- Dziękuję. Żegnajcie.
- Namárie!
Orły wzbiły się w powietrze. Elros obserwował znikający pod nimi ląd.
- Lecimy do domu, Nim?
- Tak…Do domu.

*  * *

   Anduril błysnął w ręku Eldariona, po czym wbił się prosto w serce Aulendila. Ostatnim, desperackim ruchem demon wbił nóż w ciało króla. Ostatnim, co ujrzał Eldarion, była niesamowita jasność na wschodzie. Obaj władcy padli na ziemię. Z gardła Aeriny wyrwał się krzyk. Nawet nie wiedziała kiedy znalazła się przy królu, po czym zaczęła bronić jego ciała przed barbarzyńskimi rodakami. Ten i ów rozpoznał w niej swoją księżniczkę. Nagle tuż obok jej twarzy przeleciała strzała i ugodziła orka, który zamierzał zajść ją od tyłu. Po chwili takich strzał pojawiło się więcej. Zdawało się, że spadają z nieba. Nagle usłyszała okrzyki:
- Orły! Orły nadlatują!
Rzeczywiście. Po niebie sunęła setka orłów niosących łuczników. Nagle zdarzyło się coś, co odwróciło uwagę Aeriny od cudownego widoku. Ciało Aulendila poruszyło się. Dziewczyna podeszła bliżej i wyciągnęła przed siebie miecz. Aulendil stanął przed nią, a z piersi wystawał mu Anduril. W tej samej chwili jeden z orłów powalił demona, a drobna osoba siedząca na jego grzbiecie wbiła miecz Eldariona jeszcze głębiej. Postać zdjęła nakrycie głowy i oczom Aeriny u kazała się twarz Nimrodel.
- Zabierz go stąd!
- Ale…
- Rób, co mówię! To jeszcze nie koniec.
Aulendil już się nie ruszał, ale nad jego ciałem pojawiła się ciemna, gęstniejąca mgła, która po chwili przybrała kształt rosłego mężczyzny. Widząc to, Aerina jak najszybciej odciągnęła Eldariona.
   Tymczasem Nimrodel dobyła elfickiego miecza i stanęła wyprostowana na przeciw Umratha. Demon zarechotał.
- Myślałem, że potomkowie Eldarów są mądrzejsi i nie mierzą się z silniejszymi od siebie.
Zadał pierwszy cios, ale księżniczka sprawnie go sparowała, tak samo było z kolejnym. Umrath stracił cierpliwość i przyspieszył. Po chwili zranił ją w nogę. Syknęła z bólu i osunęła się na kolana.
- Tak samo wyglądał twój brat tuż przed tym, jak pozbawiłem go życia. Pogódź się z tym, marna istoto! To koniec!
Nimrodel prze chwilę też tak myślała, ale nagle coś do niej dotarło. Już czas…
- To nie koniec. To dopiero początek.
*  *  *

   Czuję, jak moje ciało z każdą chwilą staje się silniejsze. Zamykam oczy, a gdy je otwieram widzę wszystko z najdrobniejszymi detalami. Widzę ciemniejszy punkt w ciele Umratha i wbijam tam miecz pokryty elfickimi runami.

*  *  *

   Walczący obok Elladan i Elrohir zobaczyli dziwne światło i spojrzeli w jego stronę. Światłość biła od Nimrodel, walczącej z Umrathem. Elrohir natychmiast rzucił się w jej stronę, ale brat go powstrzymał.
- Czekaj.
Nimrodel właśnie wbiła miecz w przezroczyste ciało wroga. Powietrzem wstrząsnął potępieńczy wrzask i demon eksplodował wzbijając tumany kurzu. Kiedy pył opadł zobaczyli księżniczkę, która oddychała ciężko. Po chwili uniosła miecz w geście zwycięstwa. Bracia w momencie zrozumieli, co się stało.
   Nimrodel dokonała wyboru. Wybrała los Pierworodnych.
________________________________________________________

   Rozdział dość długi. Mam nadzieję, że wynagrodzi Wam brak notki w zeszłym tygodniu.
Jak widzicie, Nimrodel żyje. Ale co z jej bratem? Proszę o uzbrojenie się w cierpliwość

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział VI



Eldarion

   Eldarion wpatrywał się w horyzont, póki biały punkt, którym była Nellas zniknął z jego pola widzenia. Król z ciężkim sercem podążył do swojej komnaty. Martwił się o tę dwójkę. Nie chodziło o to, że nie ufał Nimrodel, ale o złe przeczucia, które nie opuszczały go odkąd siostra oznajmiła mu, co chce zrobić. Nimrodel sobie poradzi. Utwierdziwszy się w tym przekonaniu, poszedł spać.
   Kolejne dni upływały  monotonnie, przerywane tylko przybywaniem posłańców z różnych państw. Zaczęły też pojawiać się pierwsze oddziały do pomocy przy obronie granic i miasta. Eldarion wysłał też ludzi do Morii, ale, ku jego zdumieniu już następnego dnia posłaniec wrócił w towarzystwie pięciuset krasnoludów.
    Król często rozmawiał z Aeriną. Wydawało mu się, że w tym całym zamieszaniu tylko ona tak naprawdę go rozumie. Potrafiła znaleźć wspólny język  niemal z każdym. Wyjątkami były Simbelmyne i Indis. Raz potraktowana przez nie chłodno Aerina więcej nie próbowała nawiązywać rozmów. Za to chętnie rozmawiała z Eldarionem. W ten sposób dowiedział się, że jej matka była córką brata księcia Imrahila.
- Płynie w tobie krew elfów- zauważył, na co ona odparła ze śmiechem:
- Jest już tak wymieszana z krwią innych ludów, że żaden szanujący się elf nie przyznałby się, że ma ze mną coś wspólnego. Coś w tym jednak musi być. Kocham morze... Ale mój kraj nie ma do niego dostępu, więc rzadko je widuję. A jeśli, to tylko z daleka.
- Kiedyś, kiedy to się skończy, pokażę ci je z bliska.
- Ale jak to się skończy?
   Potem nie rozmawiali już więcej na temat morza. Mieli sporo innych tematów. Aż pewnego dnia ich dłonie same się odszukały i nieśmiało  złączyły. Żadne z nich nie cofnęło ręki. Tak było im dobrze, choć każde z nich dziwiło się tym nagłym uczuciem.
 Dni stawały się co raz bardziej ponure. Pewnego dnia do miasta przybył na wpół oszalały zwiadowca i oznajmił, że na granicy widziano stwory przypominające orków. Oprócz tego wyczuwano tam złą moc.
- To nie jest zwykła wrogość mieszkańców, mój panie. Obawiamy się, że Aulendila opętał jakiś demon i że to on wszystkim kieruje.
   Eldarion spojrzał na Aerinę.
- Kiedy opuszczałam Harad, był jeszcze w pełni świadomy tego, co robi, ale... Robił się dziwny. Patrzył na wszystkich groźnie, za najmniejsze przewinienia karał bardzo okrutnie. To musiało się zacząć przynajmniej miesiąc przed moim wyjazdem.
- Mardilu, wyślij na pogranicze więcej zwiadowców.
Mężczyzna wyszedł, jednak po chwili wrócił.
- Eldarionie, pod bramami stoi ponad stu zbrojnych. Są zgromadzeni pod sztandarem przedstawiającym złotego węża oplatającego srebrne drzewo.
- To moje godło- wykrztusiła Aerina.- To znaczy mojej rodziny. Panie, wpuść ich do miasta.
Mardil nie był pewien co do słuszności tego pomysłu.
- A jeśli to podstęp?
- Mogę przysiąc, że to nie podstęp. To pewnie podległy mi oddział zorientował się, że jestem w Gondorze i za mną ruszył.
- Każ ich wpuścić, Mardilu.
Razem z Aeriną wyszedł na dziedziniec. Po krótkim czasie pojawił się tam oddział jeźdźców. Zsiedli z koni i ukłonili się. Przed szereg wystąpił młody mężczyzna o czarnych włosach i ciemnych oczach. Miały taki sam wyraz jak oczy Aeriny.
- Bądź pozdrowiony Eldarionie, władco Gondoru. Przybywamy z daleka by służyć ci w walce. Jestem Elendur, syn Ulbara. W lasach Lothlórien spotkaliśmy twą siostrę, a ona powiedziała mi, że Minas Tirith potrzebuje ludzi- mówił płynnie, a w jego głosie niemal nie było słychać obcego akcentu. Wodził wzrokiem po zgromadzonych, aż jego wzrok spoczął na siostrze. Miała łzy w oczach i ledwo je powstrzymywała. Nagle podbiegła do brata i rzuciła mu się na szyję. Łkała, wyrzucając z siebie słowa bez ładu i składu. Elendur głaskał ją delikatnie po plecach, aż się uspokoiła.
- Nie płacz. Już w porządku- szepnął jej do ucha. Czuł wielką ulgę. Przez cały czas wygnania martwił się o nią. A myśl, że zostawił ją w Hardzie samą na pastwę wuja i kuzynów spędzała mu sen z powiek.

*  *  *

   Minął miesiąc, potem kolejny, a wróg nie zaatakował. Eldarion zapewne stwierdziłby, że Harad dał sobie spokój, gdyby nie fakt, że plotki o demonie, który opętał Aulendila znalazły potwierdzenie w faktach. Sąsiednie państwo spowił mrok. Wszędzie wyczuwało się grozę. Nocami na granicach było słychać wycie wargów i towarzyszące im chrapliwe głosy orków.
   Aż pewnego dnia posłaniec doniósł, że armia wroga szykuje się do ataku. Przeszli przez Harnen i kierowali się do przeprawy na Porosie.
   W Minas Tirith stawili się namiestnik Beren, książę Dol Amroth Gelmir, król Rohanu Elfwine, than Faramir Took i wielu innych przywódców, w tym krasnoludy z Ereboru i z Morii. Eldarion wodził po nich wzrokiem starając się w przybliżeniu policzyć ilu ludzi przywiódł każdy z nich. Niewielu... Jęknął w duchu. Elendur miał pod rozkazami osiemdziesięciu ludzi, Aerina sześćdziesięciu. W dodatku posłał oddział pięciuset zbrojnych do obrony przeprawy na Porosie. Potrzeba mi więcej łuczników.
   Obrady się zakończyły. Przywódcy zaczęli wychodzić. Aerina odwróciła się w drzwiach spojrzała na zgarbioną postać króla. Podeszła do niego powoli i położyła mu dłoń na ramieniu. Drgnął i podniósł na nią wzrok. Uśmiechała się lekko, ale w oczach miała strach.
- Nie smuć się, mój panie. Jeszcze nie przegraliśmy.
Teraz to ona się uśmiechnął. Wstał i delikatnie dotknął jej policzka.
- Mów mi po imieniu.- Aerina zarumieniła się i spuściła wzrok -Nie boję się przegranej, tylko tego co poczną poddani po naszej klęsce. Kobiety są tu odważne, ale wróg je pokona. Mój lud zginie tragiczną śmiercią, Aerino.
- Jeszcze nie przegraliśmy, Eldarionie, synu Elessara. I nie przegramy, jeśli tylko odrzucimy strach przed klęską i jej następstwami.
Odwzajemniła jego gest, po czym szybko wyszła z pomieszczenia.

*  *  *

   Stojący na wzgórzu Eldarion obserwował przeprawę na Porosie w świetle zachodzącego słońca. W oddali widział błyski, gdy światło słoneczne odbijało się od włóczni i tarcz wrogiej armii. Najeźdźcy byli jeszcze daleko, ale stale się zbliżali. Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Ktoś uzbrojony zbliżał się do niego od tyłu. Anduril zalśnił w słońcu, gdy wyszarpnął go z pochwy.
- Spokojnie, to tylko ja! Nie poznałeś mnie?
Aerina zdjęła z głowy hełm i uśmiechnęła się szeroko. Długie włosy upięła wysoko, a jej pierś chronił pancerz. Na napierśniku widniało jej godło: złoty wąż oplatający srebrne drzewo.
- Znak naszego sojuszu. Zawartego przez mego dziadka i twego ojca.
- Co by teraz powiedzieli? Gdyby zobaczyli, że nasze kraje ze sobą walczą?
- Nie wiem. Nie potrafię sobie wyobrazić takiej sytuacji
Milczeli przez chwilę, wpatrując się w rzekę.
- Nie musisz tego robić. Stawać do walki z rodziną i przyjaciółmi.
- Moją jedyną rodziną jest Elendur- przerwała mu ostro, ale po chwili złagodniała.- W oczach moich kuzynów nie jestem warta więcej niż niewolnica, którą można zabić i nikt się tym nie przejmie.- Głos drżał jej z emocji.- Raz widziałam, jak mała dziewczynka potknęła się i niechcący potrąciła jednego z nich. Nigdy więcej nie zobaczyła domu, rodziny. Zginęła na miejscu. Nie mogę się bez wstydu przyznać, że łączą mnie z nimi więzy pokrewieństwa. Jeśli któryś niedługo trafi w moje ręce, to wierz mi- nie będę się wahać.
   Eldarion podszedł bliżej niej.
- Jesteś jak moja siostra. Ty i Nimrodel cofniecie się przed niczym byle by tylko walczyć w obronie sprawiedliwości.- Przerwał na chwilę, po czym szepnął ledwo dosłyszalnie:
- Dwie z trzech najważniejszych kobiet w moim życiu.
Aerina spojrzała mu w oczy i po raz pierwszy, gdy ich rozmowy dotknęły uczuć nie zarumieniła się.
- Kim jest trzecia?
- Morwena zmarła po porodzie. Zostawiła mi najcenniejszy skarb. Elrosa.
- Przykro mi…
Patrzył na nią przez chwilę, poczym ujął jej w twarz w swoje ręce. Wahał się przez moment i wtedy usłyszał czuły, lekko zniecierpliwiony głos: Nie żyj przeszłością, kiedy przyszłość ma tyle do zaoferowania. To był TEN głos. Głos Morweny, matki Elrosa. Nie słyszał go od ponad pięciu lat. Nie mógł go lekceważyć. W chwili, gdy rogi ogłosiły sygnał do ataku po drugiej stronie Porosu, pocałował Aerinę, a głos w jego głowie powiedział z zadowoleniem: No wreszcie! Jestem z ciebie dumna.
- Eldarionie! Atakują nas i…- Mardil otworzył szeroko oczy, ale po chwili machnął na to ręką. W normalnej sytuacji Eldarion usłyszałby stosowny do okazji komentarz, ale tym razem przyjaciel był zaaferowany tym, co działo się za rzeką.
- Pokonali przeprawę, obrona się wycofała.
- Zająć pozycje!- Eldarion wykrzyczał rozkaz.
     Aerina dosiadła swego konia i pogalopowała do brata. Ich oddziały były blisko siebie. Rozwijano sztandary: Gondor i Arnor, Rohan, Shire, Erebor, Moria, księstwo Ithilien, Dol Amroth i Harad.
 - Zaczęło się- szepnął Elendur. Obok niego Aerina osłonił głowę hełmem i dobyła miecza. Ostatnie promienie słońca padły na dolinę, którą gnały wojska wroga. Usłyszeli donośny głos Eldariona, który wydał ostatnie rozkazy i ruszył do walki z Mardilem u boku.
   Armie starły się ze sobą z łoskotem i rozpoczęła się rzeź. Kwik koni i jęki rannych mieszały się w jeden ogłuszający jazgot.
   Zmagania trwały wiele godzin, aż niebo na wschodzie poszarzało. Wtedy zaś nadszedł najgorszy moment bitwy. Do walki ruszył Aulendil, opętany przywódca Południowców. Wszyscy się przed nim rozstępowali, czując paniczny lęk. Jedyną osobą, która nie ustąpiła, był król. Jednym pchnięciem zabił wierzchowca najeźdźcy. Zapłacił jednak za to mocnym uderzeniem w głowę. Zamroczony, osunął się na kolana.
- I cóż teraz poczniesz, marny człowieku?
Miecz wbił się ramię Eldariona.
- Za twym synem i siostrą wysłałem kilka zbrojnych oddziałów. Wątpię, żeby dotarła do Przystani- wiedział, że słowa sprawiają królowi ból, że ranią go bardziej, niż klinga miecza.
 Demon nie docenił jednak potomka Eldarów, nie domyślał się, jak wielka siła drzemie w na pozór pokonanym człowieku. Anduril błysnął w ręku Eldariona, po czym wbił się prosto w serce Aulendila. Ostatnim, desperackim ruchem demon wbił nóż w ciało króla. Ostatnim, co ujrzał Eldarion, była niesamowita jasność na wschodzie.   
____________________________________

Po raz kolejny wyobraźcie sobie dramatyczną muzykę: Pam, pam, pam…
Ta historia powoli dobiega końca, ale trochę jeszcze Was pomęczę.; )

poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział V



Nimrodel

   Nimrodel obudziła się cudownie wyspana. Pierwszy raz od wyjazdu z Minas Tirith. Humor psuło jej w tej chwili tylko to, że mieli wyjechać już następnego dnia. Wiedziała, że nie mogą zwlekać.
   Elros już nie spał, kiedy weszła do jego komnaty. Oświadczył za to, że jest głodny. Razem udali się do sali jadalnej. Chłopiec rozglądał się ciekawie na wszystkie strony i gdyby nie było z nim Nimrodel, pewnie szybko by się zgubił w plątaninie korytarzy. Po śniadaniu wyszli na zewnątrz. Nimrodel przyglądała się zabawom Elrosa i zastanawiała się, jak elfy z Eressei przyjmą chłopca.
- O czym myślisz?- Elrohir wyrwał ją z zadumy.
- O różnych sprawach.
- Zastanawiasz się, jak go przyjmą.
- Po co pytasz, skoro wiesz?
- Zawsze mogę się mylić. Ale nie o tym chciałem rozmawiać. Podobno po drogach kręcą się typy spod ciemnej gwiazdy. Czegoś szukają. Lub raczej kogoś.
- Jak myślisz, o co im chodzi?
-  Myślę, że Strażniczka podróżująca z małym chłopcem mogła wzbudzić podejrzenia. Dlatego musimy wyruszyć jak najszybciej. Wyruszamy tej nocy. Za kilka dni znajdziemy się w okolicach Bree i zasięgniemy języka.
- Jest coś jeszcze, prawda?
- Nie, mam tylko złe przeczucia. Nic, czym należałoby się przejmować.

*  *  *
   Jechali już od kilku dni i nie natknęli się jeszcze na nikogo. Z resztą pogoda nie zachęcała do podróży. Było zimno i co jakiś czas padał deszcz. Dawniej elfy opuszczali Sródziemie ze śpiewem na ustach. Nie spieszyli się, szli powolnym, majestatycznym krokiem. Teraz pędzili co koń wyskoczy. Byle szybciej dotrzeć do Bree.
   Elros jak zwykle jechał z Nimrodel. Był już zmęczony tym, że od ponad miesiąca codziennie spędza większość czasu w siodle. Zanosiło się na to, ze spędzi go na końskim grzbiecie jeszcze więcej. Nie wiedział, co się dzieje, bo wszystkie rozmowy toczone były w języku elfów, z którego niewiele rozumiał. Nie umknęło jego uwadze, że towarzysze są zmartwieni, a Nimrodel co raz częściej pociera ramię. Tego dnia dotarli do Bree. Niebo się rozpogodziło, gdy wjeżdżali do miasta. Elfy, które im towarzyszył rozbiły obóz pośród wzgórz otaczających miasto. Elros niechętnie pozostał pod ich opieką..
    Nimrodel rozstała się z Elladanem, Elrohirem i Miriel na rynku, a sama ruszyła w stronę gospody. Tabliczka nad wejściem głosiła: Pod rozbrykanym kucykiem. Księżniczka weszła do środka. Pomieszczenie było pełne. W powietrzu unosiła się duszący zapach dymu i piwa.
- Mogę w czymś pani pomóc?- Spytał barman.
- Nie, na razie dziękuję.
Usiadła w kącie i zaczęła przypatrywać się ludziom i hobbitom. Jej uwagę zwróciło kilkunastu mężczyzn rozproszonych po sali. Uzbrojeni w noże, łuki i miecze budzili lęk. Jeden z nich spojrzał w jej kierunku i nagle wstał. Pozostali zrobili to samo. Szli teraz w jej kierunku. Udawała, że nic nie zauważyła i dalej siedziała spokojnie. Po chwili stanęli przed nią.
- Jakiś problem, panowie?
- O tak, jest problem. Pójdziesz teraz z nami. Mamy nakaz  aresztowania.
- Pod jakimi zarzutami? Chcę wiedzieć, co zrobiłam, skoro chcecie mnie aresztować. Kim jesteś? Kapitanem straży? Panem miasta?
- Nie powinno cię to obchodzić!
Złapał ją za rękę i pociągnął. Po chwili poczuł dotkliwy ból. Pięść dziewczyny wylądowała na jego nosie. Oczy zaszły mu łzami i puścił jej rękę. Otrząsnął się jednak szybko i wyciągnął nóż.
- Teraz mi nie uciekniesz!
- Założymy się?
   Nimrodel zatopiła nóż w jego piersi i pobiegła do wyjścia. Drogę zastąpiło jej kilku następnych. Zaczęła się cofać. Po chwili natrafiła na ścianę.
- I co teraz?- Stojący przed nią bandyta musiał być ich przywódcą. W ręce trzymał miecz. Ludzie zaczęli w pośpiechu opuszczać salę. Mężczyzna zadał cios. Jego przeciwniczka był jednak szybsza i odsunęła się. Kilku innych rzuciło się na nią z nożami. Jeden trafił ją we wcześniej zranione ramię. Nogi się pod nią ugięły od bólu, ale wyrwała broń z ramienia. To koniec! Ale w chwili, w której już szykował się na koniec ktoś wpadł przez szeroko otwarte drzwi i zaczął strzelać z łuku. Była to Miriel zwabiona hałasem dobiegającym z gospody. Elfka szybko poradziła sobie z bandytami. Jednak kiedy chciała zabić ich herszta, Nimrodel zaprotestowała:
- Poczekaj, Miriel! Tego sobie przesłucham.
- Jesteś ranna.
- To nic.
- Przynieś wody- Miriel zwróciła się do właściciela gospody, który stał za kontuarem z przerażeniem wypisanym na twarzy.- Natychmiast!
Kiedy tamten się oddalił, Nimrodel zwróciła się do leżącego na ziemi mężczyzny:
- Twój towarzysz mówił coś o nakazie aresztowania. Chcę go zobaczyć.
- Nie ma nakazu, głupia! Przynajmniej takiego na piśmie. Za twoją głowę miałem dostać trochę złota.
- Od kogo wyszedł rozkaz?!
- Przedstawił się jako Ulrad.
- I wszystko jasne. Zamknij go gdzieś- zwróciła się do gospodarza, który wrócił właśnie z wodą. Gdy kończyła przemywać ranę, do gospody wszedł hobbit. Nimrodel rozpoznała w nim mieszkańca Shire’u. Rozglądał się po wnętrzu. Jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki, gdy zobaczył dwie uzbrojone kobiety i rozciągniętego na ziemi mężczyznę. Po chwili wzruszył ramionami, zdjął płaszcz i usiadł przy jedynym porządnie wyglądającym stole. W tej chwili Nimrodel zobaczyła, że ma na sobie kolczugę rycerza Gondoru.
- Kim jesteś?
Hobbit zerwał się na równe nogi i złożył dworny ukłon.
- Faramir Took, syn thana Peregrina Tooka, pani Nimrodel.
- Skąd wiesz, kim jestem?
- Spotkałem panów Elladana i Elrohira na rynku. Byli dość zajęci rozprawianiem się z kilkoma podobnymi jemu- tu wskazał na bandytę.- Ostatnio wielu się ich tu kręci. Zbyt wielu. Dlatego przywiodłem ze sobą oddział trzystu łuczników do patrolowania dróg. Jednak usłyszeliśmy tu złe wieści i wyruszymy do Minas Tirith.
   Nimrodel jeszcze przez jakiś czas rozmawiała z Faramirem, po czym razem z Miriel wybrała się na poszukiwanie braci. Natknęły się na nich tuż przed gospodą. Sprzeczali się, kto położył trupem więcej wrogów.
- Nie sprzeczajcie się. Nic wam to nie da, bo ja wygrałam- oznajmiła Miriel z szelmowskim uśmiechem.- W gospodzie położyłam przynajmniej trzynastu.
- Ale...- Elladan nie miał zamiaru się poddać.
- Nie ma żadnego „ale”, mój drogi!- Miriel wzięła go za rękę.- Wygrałam i pogódź się z tym!

*   *  *
   Jadąc przez Shire miało się wrażenie, że wszystko jest takie samo, jak sto dwadzieścia lat temu. Oprócz tego, że dwa możne hobbickie rody utrzymywały stały kontakt z Gondoremi Rohanem, nic się na pierwszy rzut oka nie zmieniło. Hobbici byli jednak bardziej świadomi tego, co dzieje się poza ich granicami i nieśmiało przygotowywali się do wojny. Umacniali granice i magazynowali żywność oraz wszelkie inne dobra.
   Podróż przez ten kraik była krótka i przyjemna. Nimrodel z pewnością by się nią cieszyła, gdyby nie nasilające się osłabienie. Najgorzej czuła się wieczorem, kiedy to ogarniała ją niemożliwa do pokonania senność. Zranione ramię w prawdzie się zagoiło, ale ręka drętwiała jej co jakiś czas. Po pewnym czasie przejechali przez  Wieżowe Wzgórza i tylko dzień drogi dzielił ich od Mithlondu. Nimrodel był już bardzo zmęczona i kręciło jej się w głowie. Wiedziała, że to wina rany na ręce, dlatego regularnie przemywała to miejsce wywarem z athelasu. Jak najszybciej położyła się spać. Przyśniło jej się białe wybrzeże i zielony kraj z białym portem. Tylko ze tym razem nie było tam nikogo. Nikt nie czekał na okręt wpływający do zatoki. Nagle z nieba spadł wielki ptaki porwał ją wysoko w górę. Obudziła się, mokra od potu. Niebo na wschodzie zaróżowiło się, co było sygnałem do zwijania obozu.
   Nimrodel zauważyła, że Miriel przygląda się jej z niepokojem, więc szybko zeszła jej z oczu. Około południa ich oczom ukazała się zatoka i port. Szara Przystań. Nadszedł ostatni etap podróży. Zobaczyli duży, biały statek, przygotowany przez Cirdana z myślą o synach Elronda.
    Wieczorem odbili od brzegu prosto ku zachodzącemu słońcu. Po kilku godzinach Środziemie schowało się za horyzontem. Elfy śpiewały pieśni. Były szczęśliwe, że zobaczą rodziny i przyjaciół. Elros szybko zasnął, a Nimrodel poszła w jego ślady.
    Wszyscy zauważyli, że księżniczka jest słaba i z dnia na dzień co raz bardziej blada. Tłumaczyła to chorobą morską i większość załogi jej uwierzyła. Do mniejszości należeli bracia i Miriel, ale na razie nic nie mówili.

*  *  *

   - Jest! Wreszcie się ukazała!
Zaciekawiona poruszeniem Nimrodel wyszła na pokład. Elfy pokazywały na horyzont i pokrzykiwały radośnie.
- O co chodzi Elrohirze? O czym oni mówią?
- Nie widzisz jej?
- Ale kogo?
- Nie kogo, tylko czego. Prosta Droga wiodąca do Nieśmiertelnych Krajów jest tuż przed nami.
   Księżniczka wytężyła wzrok, ale nic nie zobaczyła Nagle obraz zaczął się rozmazywać i wirować. Nagle nogi się pod nią ugięły i runęła na pokład.
   Natomiast statek opuścił świat śmiertelny i oczom uradowanej załogi ukazała się Eressea z białym portem, który był widoczny z daleka. Dopiero po chwili zdano sobie sprawę, co się stało z Nimrodel. Elrohir wziął ją na ręce i zaniósł do kajuty. Była nieprzytomna i trawiła ją gorączka. Miriel wbiegła za nim do pomieszczenia i w momencie zrozumiała, co się stało. Nóż, którym Nimrodel została raniona w Bree był zatruty.

Pam pam pam...( dramatyczna muzyka). To teraz potrzymam Was trochę w niepewności i w następnym rozdziale wrócę do Eldariona :P