Nimrodel
Nimrodel obudziła
się cudownie wyspana. Pierwszy raz od wyjazdu z Minas Tirith. Humor psuło jej w
tej chwili tylko to, że mieli wyjechać już następnego dnia. Wiedziała, że nie
mogą zwlekać.
Elros już nie spał,
kiedy weszła do jego komnaty. Oświadczył za to, że jest głodny. Razem udali się
do sali jadalnej. Chłopiec rozglądał się ciekawie na wszystkie strony i gdyby
nie było z nim Nimrodel, pewnie szybko by się zgubił w plątaninie korytarzy. Po
śniadaniu wyszli na zewnątrz. Nimrodel przyglądała się zabawom Elrosa i
zastanawiała się, jak elfy z Eressei przyjmą chłopca.
- O czym myślisz?- Elrohir wyrwał ją z zadumy.
- O różnych sprawach.
- Zastanawiasz się, jak go przyjmą.
- Po co pytasz, skoro wiesz?
- Zawsze mogę się mylić. Ale nie o tym chciałem rozmawiać.
Podobno po drogach kręcą się typy spod ciemnej gwiazdy. Czegoś szukają. Lub
raczej kogoś.
- Jak myślisz, o co im chodzi?
- Myślę, że
Strażniczka podróżująca z małym chłopcem mogła wzbudzić podejrzenia. Dlatego
musimy wyruszyć jak najszybciej. Wyruszamy tej nocy. Za kilka dni znajdziemy
się w okolicach Bree i zasięgniemy języka.
- Jest coś jeszcze, prawda?
- Nie, mam tylko złe przeczucia. Nic, czym należałoby się
przejmować.
* * *
Jechali już od
kilku dni i nie natknęli się jeszcze na nikogo. Z resztą pogoda nie zachęcała
do podróży. Było zimno i co jakiś czas padał deszcz. Dawniej elfy opuszczali
Sródziemie ze śpiewem na ustach. Nie spieszyli się, szli powolnym,
majestatycznym krokiem. Teraz pędzili co koń wyskoczy. Byle szybciej dotrzeć do
Bree.
Elros jak zwykle
jechał z Nimrodel. Był już zmęczony tym, że od ponad miesiąca codziennie spędza
większość czasu w siodle. Zanosiło się na to, ze spędzi go na końskim grzbiecie
jeszcze więcej. Nie wiedział, co się dzieje, bo wszystkie rozmowy toczone były
w języku elfów, z którego niewiele rozumiał. Nie umknęło jego uwadze, że
towarzysze są zmartwieni, a Nimrodel co raz częściej pociera ramię. Tego dnia
dotarli do Bree. Niebo się rozpogodziło, gdy wjeżdżali do miasta. Elfy, które
im towarzyszył rozbiły obóz pośród wzgórz otaczających miasto. Elros niechętnie
pozostał pod ich opieką..
Nimrodel rozstała
się z Elladanem, Elrohirem i Miriel na rynku, a sama ruszyła w stronę gospody.
Tabliczka nad wejściem głosiła: Pod
rozbrykanym kucykiem. Księżniczka weszła do środka. Pomieszczenie było
pełne. W powietrzu unosiła się duszący zapach dymu i piwa.
- Mogę w czymś pani pomóc?- Spytał barman.
- Nie, na razie dziękuję.
Usiadła w kącie i zaczęła przypatrywać się ludziom i
hobbitom. Jej uwagę zwróciło kilkunastu mężczyzn rozproszonych po sali.
Uzbrojeni w noże, łuki i miecze budzili lęk. Jeden z nich spojrzał w jej
kierunku i nagle wstał. Pozostali zrobili to samo. Szli teraz w jej kierunku.
Udawała, że nic nie zauważyła i dalej siedziała spokojnie. Po chwili stanęli
przed nią.
- Jakiś problem, panowie?
- O tak, jest problem. Pójdziesz teraz z nami. Mamy nakaz aresztowania.
- Pod jakimi zarzutami? Chcę wiedzieć, co zrobiłam, skoro
chcecie mnie aresztować. Kim jesteś? Kapitanem straży? Panem miasta?
- Nie powinno cię to obchodzić!
Złapał ją za rękę i pociągnął. Po chwili poczuł dotkliwy
ból. Pięść dziewczyny wylądowała na jego nosie. Oczy zaszły mu łzami i puścił
jej rękę. Otrząsnął się jednak szybko i wyciągnął nóż.
- Teraz mi nie uciekniesz!
- Założymy się?
Nimrodel zatopiła
nóż w jego piersi i pobiegła do wyjścia. Drogę zastąpiło jej kilku następnych.
Zaczęła się cofać. Po chwili natrafiła na ścianę.
- I co teraz?- Stojący przed nią bandyta musiał być ich
przywódcą. W ręce trzymał miecz. Ludzie zaczęli w pośpiechu opuszczać salę.
Mężczyzna zadał cios. Jego przeciwniczka był jednak szybsza i odsunęła się.
Kilku innych rzuciło się na nią z nożami. Jeden trafił ją we wcześniej zranione
ramię. Nogi się pod nią ugięły od bólu, ale wyrwała broń z ramienia. To koniec! Ale w chwili, w której już
szykował się na koniec ktoś wpadł przez szeroko otwarte drzwi i zaczął strzelać
z łuku. Była to Miriel zwabiona hałasem dobiegającym z gospody. Elfka szybko
poradziła sobie z bandytami. Jednak kiedy chciała zabić ich herszta, Nimrodel
zaprotestowała:
- Poczekaj, Miriel! Tego sobie przesłucham.
- Jesteś ranna.
- To nic.
- Przynieś wody- Miriel zwróciła się do właściciela gospody,
który stał za kontuarem z przerażeniem wypisanym na twarzy.- Natychmiast!
Kiedy tamten się oddalił, Nimrodel zwróciła się do leżącego
na ziemi mężczyzny:
- Twój towarzysz mówił coś o nakazie aresztowania. Chcę go
zobaczyć.
- Nie ma nakazu, głupia! Przynajmniej takiego na piśmie. Za
twoją głowę miałem dostać trochę złota.
- Od kogo wyszedł rozkaz?!
- Przedstawił się jako Ulrad.
- I wszystko jasne. Zamknij go gdzieś- zwróciła się do
gospodarza, który wrócił właśnie z wodą. Gdy kończyła przemywać ranę, do
gospody wszedł hobbit. Nimrodel rozpoznała w nim mieszkańca Shire’u. Rozglądał
się po wnętrzu. Jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki, gdy zobaczył dwie
uzbrojone kobiety i rozciągniętego na ziemi mężczyznę. Po chwili wzruszył
ramionami, zdjął płaszcz i usiadł przy jedynym porządnie wyglądającym stole. W
tej chwili Nimrodel zobaczyła, że ma na sobie kolczugę rycerza Gondoru.
- Kim jesteś?
Hobbit zerwał się na równe nogi i złożył dworny ukłon.
- Faramir Took, syn thana Peregrina Tooka, pani Nimrodel.
- Skąd wiesz, kim jestem?
- Spotkałem panów Elladana i Elrohira na rynku. Byli dość
zajęci rozprawianiem się z kilkoma podobnymi jemu- tu wskazał na bandytę.-
Ostatnio wielu się ich tu kręci. Zbyt wielu. Dlatego przywiodłem ze sobą
oddział trzystu łuczników do patrolowania dróg. Jednak usłyszeliśmy tu złe
wieści i wyruszymy do Minas Tirith.
Nimrodel jeszcze
przez jakiś czas rozmawiała z Faramirem, po czym razem z Miriel wybrała się na
poszukiwanie braci. Natknęły się na nich tuż przed gospodą. Sprzeczali się, kto
położył trupem więcej wrogów.
- Nie sprzeczajcie się. Nic wam to nie da, bo ja wygrałam-
oznajmiła Miriel z szelmowskim uśmiechem.- W gospodzie położyłam przynajmniej
trzynastu.
- Ale...- Elladan nie miał zamiaru się poddać.
- Nie ma żadnego „ale”, mój drogi!- Miriel wzięła go za
rękę.- Wygrałam i pogódź się z tym!
* * *
Jadąc przez Shire miało
się wrażenie, że wszystko jest takie samo, jak sto dwadzieścia lat temu. Oprócz
tego, że dwa możne hobbickie rody utrzymywały stały kontakt z Gondoremi
Rohanem, nic się na pierwszy rzut oka nie zmieniło. Hobbici byli jednak
bardziej świadomi tego, co dzieje się poza ich granicami i nieśmiało
przygotowywali się do wojny. Umacniali granice i magazynowali żywność oraz
wszelkie inne dobra.
Podróż przez ten
kraik była krótka i przyjemna. Nimrodel z pewnością by się nią cieszyła, gdyby
nie nasilające się osłabienie. Najgorzej czuła się wieczorem, kiedy to
ogarniała ją niemożliwa do pokonania senność. Zranione ramię w prawdzie się
zagoiło, ale ręka drętwiała jej co jakiś czas. Po pewnym czasie przejechali
przez Wieżowe Wzgórza i tylko dzień
drogi dzielił ich od Mithlondu. Nimrodel był już bardzo zmęczona i kręciło jej
się w głowie. Wiedziała, że to wina rany na ręce, dlatego regularnie przemywała
to miejsce wywarem z athelasu. Jak najszybciej położyła się spać. Przyśniło jej
się białe wybrzeże i zielony kraj z białym portem. Tylko ze tym razem nie było
tam nikogo. Nikt nie czekał na okręt wpływający do zatoki. Nagle z nieba spadł
wielki ptaki porwał ją wysoko w górę. Obudziła się, mokra od potu. Niebo na
wschodzie zaróżowiło się, co było sygnałem do zwijania obozu.
Nimrodel zauważyła,
że Miriel przygląda się jej z niepokojem, więc szybko zeszła jej z oczu. Około
południa ich oczom ukazała się zatoka i port. Szara Przystań. Nadszedł ostatni
etap podróży. Zobaczyli duży, biały statek, przygotowany przez Cirdana z myślą
o synach Elronda.
Wieczorem odbili
od brzegu prosto ku zachodzącemu słońcu. Po kilku godzinach Środziemie schowało
się za horyzontem. Elfy śpiewały pieśni. Były szczęśliwe, że zobaczą rodziny i
przyjaciół. Elros szybko zasnął, a Nimrodel poszła w jego ślady.
Wszyscy zauważyli,
że księżniczka jest słaba i z dnia na dzień co raz bardziej blada. Tłumaczyła
to chorobą morską i większość załogi jej uwierzyła. Do mniejszości należeli
bracia i Miriel, ale na razie nic nie mówili.
* * *
- Jest! Wreszcie
się ukazała!
Zaciekawiona poruszeniem Nimrodel wyszła na pokład. Elfy
pokazywały na horyzont i pokrzykiwały radośnie.
- O co chodzi Elrohirze? O czym oni mówią?
- Nie widzisz jej?
- Ale kogo?
- Nie kogo, tylko czego. Prosta Droga wiodąca do
Nieśmiertelnych Krajów jest tuż przed nami.
Księżniczka
wytężyła wzrok, ale nic nie zobaczyła Nagle obraz zaczął się rozmazywać i
wirować. Nagle nogi się pod nią ugięły i runęła na pokład.
Natomiast statek opuścił świat śmiertelny i
oczom uradowanej załogi ukazała się Eressea z białym portem, który był widoczny
z daleka. Dopiero po chwili zdano sobie sprawę, co się stało z Nimrodel.
Elrohir wziął ją na ręce i zaniósł do kajuty. Była nieprzytomna i trawiła ją
gorączka. Miriel wbiegła za nim do pomieszczenia i w momencie zrozumiała, co
się stało. Nóż, którym Nimrodel została raniona w Bree był zatruty.
Pam pam pam...( dramatyczna muzyka). To teraz potrzymam Was
trochę w niepewności i w następnym rozdziale wrócę do Eldariona :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz