poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział V



Nimrodel

   Nimrodel obudziła się cudownie wyspana. Pierwszy raz od wyjazdu z Minas Tirith. Humor psuło jej w tej chwili tylko to, że mieli wyjechać już następnego dnia. Wiedziała, że nie mogą zwlekać.
   Elros już nie spał, kiedy weszła do jego komnaty. Oświadczył za to, że jest głodny. Razem udali się do sali jadalnej. Chłopiec rozglądał się ciekawie na wszystkie strony i gdyby nie było z nim Nimrodel, pewnie szybko by się zgubił w plątaninie korytarzy. Po śniadaniu wyszli na zewnątrz. Nimrodel przyglądała się zabawom Elrosa i zastanawiała się, jak elfy z Eressei przyjmą chłopca.
- O czym myślisz?- Elrohir wyrwał ją z zadumy.
- O różnych sprawach.
- Zastanawiasz się, jak go przyjmą.
- Po co pytasz, skoro wiesz?
- Zawsze mogę się mylić. Ale nie o tym chciałem rozmawiać. Podobno po drogach kręcą się typy spod ciemnej gwiazdy. Czegoś szukają. Lub raczej kogoś.
- Jak myślisz, o co im chodzi?
-  Myślę, że Strażniczka podróżująca z małym chłopcem mogła wzbudzić podejrzenia. Dlatego musimy wyruszyć jak najszybciej. Wyruszamy tej nocy. Za kilka dni znajdziemy się w okolicach Bree i zasięgniemy języka.
- Jest coś jeszcze, prawda?
- Nie, mam tylko złe przeczucia. Nic, czym należałoby się przejmować.

*  *  *
   Jechali już od kilku dni i nie natknęli się jeszcze na nikogo. Z resztą pogoda nie zachęcała do podróży. Było zimno i co jakiś czas padał deszcz. Dawniej elfy opuszczali Sródziemie ze śpiewem na ustach. Nie spieszyli się, szli powolnym, majestatycznym krokiem. Teraz pędzili co koń wyskoczy. Byle szybciej dotrzeć do Bree.
   Elros jak zwykle jechał z Nimrodel. Był już zmęczony tym, że od ponad miesiąca codziennie spędza większość czasu w siodle. Zanosiło się na to, ze spędzi go na końskim grzbiecie jeszcze więcej. Nie wiedział, co się dzieje, bo wszystkie rozmowy toczone były w języku elfów, z którego niewiele rozumiał. Nie umknęło jego uwadze, że towarzysze są zmartwieni, a Nimrodel co raz częściej pociera ramię. Tego dnia dotarli do Bree. Niebo się rozpogodziło, gdy wjeżdżali do miasta. Elfy, które im towarzyszył rozbiły obóz pośród wzgórz otaczających miasto. Elros niechętnie pozostał pod ich opieką..
    Nimrodel rozstała się z Elladanem, Elrohirem i Miriel na rynku, a sama ruszyła w stronę gospody. Tabliczka nad wejściem głosiła: Pod rozbrykanym kucykiem. Księżniczka weszła do środka. Pomieszczenie było pełne. W powietrzu unosiła się duszący zapach dymu i piwa.
- Mogę w czymś pani pomóc?- Spytał barman.
- Nie, na razie dziękuję.
Usiadła w kącie i zaczęła przypatrywać się ludziom i hobbitom. Jej uwagę zwróciło kilkunastu mężczyzn rozproszonych po sali. Uzbrojeni w noże, łuki i miecze budzili lęk. Jeden z nich spojrzał w jej kierunku i nagle wstał. Pozostali zrobili to samo. Szli teraz w jej kierunku. Udawała, że nic nie zauważyła i dalej siedziała spokojnie. Po chwili stanęli przed nią.
- Jakiś problem, panowie?
- O tak, jest problem. Pójdziesz teraz z nami. Mamy nakaz  aresztowania.
- Pod jakimi zarzutami? Chcę wiedzieć, co zrobiłam, skoro chcecie mnie aresztować. Kim jesteś? Kapitanem straży? Panem miasta?
- Nie powinno cię to obchodzić!
Złapał ją za rękę i pociągnął. Po chwili poczuł dotkliwy ból. Pięść dziewczyny wylądowała na jego nosie. Oczy zaszły mu łzami i puścił jej rękę. Otrząsnął się jednak szybko i wyciągnął nóż.
- Teraz mi nie uciekniesz!
- Założymy się?
   Nimrodel zatopiła nóż w jego piersi i pobiegła do wyjścia. Drogę zastąpiło jej kilku następnych. Zaczęła się cofać. Po chwili natrafiła na ścianę.
- I co teraz?- Stojący przed nią bandyta musiał być ich przywódcą. W ręce trzymał miecz. Ludzie zaczęli w pośpiechu opuszczać salę. Mężczyzna zadał cios. Jego przeciwniczka był jednak szybsza i odsunęła się. Kilku innych rzuciło się na nią z nożami. Jeden trafił ją we wcześniej zranione ramię. Nogi się pod nią ugięły od bólu, ale wyrwała broń z ramienia. To koniec! Ale w chwili, w której już szykował się na koniec ktoś wpadł przez szeroko otwarte drzwi i zaczął strzelać z łuku. Była to Miriel zwabiona hałasem dobiegającym z gospody. Elfka szybko poradziła sobie z bandytami. Jednak kiedy chciała zabić ich herszta, Nimrodel zaprotestowała:
- Poczekaj, Miriel! Tego sobie przesłucham.
- Jesteś ranna.
- To nic.
- Przynieś wody- Miriel zwróciła się do właściciela gospody, który stał za kontuarem z przerażeniem wypisanym na twarzy.- Natychmiast!
Kiedy tamten się oddalił, Nimrodel zwróciła się do leżącego na ziemi mężczyzny:
- Twój towarzysz mówił coś o nakazie aresztowania. Chcę go zobaczyć.
- Nie ma nakazu, głupia! Przynajmniej takiego na piśmie. Za twoją głowę miałem dostać trochę złota.
- Od kogo wyszedł rozkaz?!
- Przedstawił się jako Ulrad.
- I wszystko jasne. Zamknij go gdzieś- zwróciła się do gospodarza, który wrócił właśnie z wodą. Gdy kończyła przemywać ranę, do gospody wszedł hobbit. Nimrodel rozpoznała w nim mieszkańca Shire’u. Rozglądał się po wnętrzu. Jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki, gdy zobaczył dwie uzbrojone kobiety i rozciągniętego na ziemi mężczyznę. Po chwili wzruszył ramionami, zdjął płaszcz i usiadł przy jedynym porządnie wyglądającym stole. W tej chwili Nimrodel zobaczyła, że ma na sobie kolczugę rycerza Gondoru.
- Kim jesteś?
Hobbit zerwał się na równe nogi i złożył dworny ukłon.
- Faramir Took, syn thana Peregrina Tooka, pani Nimrodel.
- Skąd wiesz, kim jestem?
- Spotkałem panów Elladana i Elrohira na rynku. Byli dość zajęci rozprawianiem się z kilkoma podobnymi jemu- tu wskazał na bandytę.- Ostatnio wielu się ich tu kręci. Zbyt wielu. Dlatego przywiodłem ze sobą oddział trzystu łuczników do patrolowania dróg. Jednak usłyszeliśmy tu złe wieści i wyruszymy do Minas Tirith.
   Nimrodel jeszcze przez jakiś czas rozmawiała z Faramirem, po czym razem z Miriel wybrała się na poszukiwanie braci. Natknęły się na nich tuż przed gospodą. Sprzeczali się, kto położył trupem więcej wrogów.
- Nie sprzeczajcie się. Nic wam to nie da, bo ja wygrałam- oznajmiła Miriel z szelmowskim uśmiechem.- W gospodzie położyłam przynajmniej trzynastu.
- Ale...- Elladan nie miał zamiaru się poddać.
- Nie ma żadnego „ale”, mój drogi!- Miriel wzięła go za rękę.- Wygrałam i pogódź się z tym!

*   *  *
   Jadąc przez Shire miało się wrażenie, że wszystko jest takie samo, jak sto dwadzieścia lat temu. Oprócz tego, że dwa możne hobbickie rody utrzymywały stały kontakt z Gondoremi Rohanem, nic się na pierwszy rzut oka nie zmieniło. Hobbici byli jednak bardziej świadomi tego, co dzieje się poza ich granicami i nieśmiało przygotowywali się do wojny. Umacniali granice i magazynowali żywność oraz wszelkie inne dobra.
   Podróż przez ten kraik była krótka i przyjemna. Nimrodel z pewnością by się nią cieszyła, gdyby nie nasilające się osłabienie. Najgorzej czuła się wieczorem, kiedy to ogarniała ją niemożliwa do pokonania senność. Zranione ramię w prawdzie się zagoiło, ale ręka drętwiała jej co jakiś czas. Po pewnym czasie przejechali przez  Wieżowe Wzgórza i tylko dzień drogi dzielił ich od Mithlondu. Nimrodel był już bardzo zmęczona i kręciło jej się w głowie. Wiedziała, że to wina rany na ręce, dlatego regularnie przemywała to miejsce wywarem z athelasu. Jak najszybciej położyła się spać. Przyśniło jej się białe wybrzeże i zielony kraj z białym portem. Tylko ze tym razem nie było tam nikogo. Nikt nie czekał na okręt wpływający do zatoki. Nagle z nieba spadł wielki ptaki porwał ją wysoko w górę. Obudziła się, mokra od potu. Niebo na wschodzie zaróżowiło się, co było sygnałem do zwijania obozu.
   Nimrodel zauważyła, że Miriel przygląda się jej z niepokojem, więc szybko zeszła jej z oczu. Około południa ich oczom ukazała się zatoka i port. Szara Przystań. Nadszedł ostatni etap podróży. Zobaczyli duży, biały statek, przygotowany przez Cirdana z myślą o synach Elronda.
    Wieczorem odbili od brzegu prosto ku zachodzącemu słońcu. Po kilku godzinach Środziemie schowało się za horyzontem. Elfy śpiewały pieśni. Były szczęśliwe, że zobaczą rodziny i przyjaciół. Elros szybko zasnął, a Nimrodel poszła w jego ślady.
    Wszyscy zauważyli, że księżniczka jest słaba i z dnia na dzień co raz bardziej blada. Tłumaczyła to chorobą morską i większość załogi jej uwierzyła. Do mniejszości należeli bracia i Miriel, ale na razie nic nie mówili.

*  *  *

   - Jest! Wreszcie się ukazała!
Zaciekawiona poruszeniem Nimrodel wyszła na pokład. Elfy pokazywały na horyzont i pokrzykiwały radośnie.
- O co chodzi Elrohirze? O czym oni mówią?
- Nie widzisz jej?
- Ale kogo?
- Nie kogo, tylko czego. Prosta Droga wiodąca do Nieśmiertelnych Krajów jest tuż przed nami.
   Księżniczka wytężyła wzrok, ale nic nie zobaczyła Nagle obraz zaczął się rozmazywać i wirować. Nagle nogi się pod nią ugięły i runęła na pokład.
   Natomiast statek opuścił świat śmiertelny i oczom uradowanej załogi ukazała się Eressea z białym portem, który był widoczny z daleka. Dopiero po chwili zdano sobie sprawę, co się stało z Nimrodel. Elrohir wziął ją na ręce i zaniósł do kajuty. Była nieprzytomna i trawiła ją gorączka. Miriel wbiegła za nim do pomieszczenia i w momencie zrozumiała, co się stało. Nóż, którym Nimrodel została raniona w Bree był zatruty.

Pam pam pam...( dramatyczna muzyka). To teraz potrzymam Was trochę w niepewności i w następnym rozdziale wrócę do Eldariona :P



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz