Eldarion
Eldarion wpatrywał
się w horyzont, póki biały punkt, którym była Nellas zniknął z jego pola
widzenia. Król z ciężkim sercem podążył do swojej komnaty. Martwił się o tę
dwójkę. Nie chodziło o to, że nie ufał Nimrodel, ale o złe przeczucia, które
nie opuszczały go odkąd siostra oznajmiła mu, co chce zrobić. Nimrodel sobie poradzi. Utwierdziwszy
się w tym przekonaniu, poszedł spać.
Kolejne dni
upływały monotonnie, przerywane tylko
przybywaniem posłańców z różnych państw. Zaczęły też pojawiać się pierwsze
oddziały do pomocy przy obronie granic i miasta. Eldarion wysłał też ludzi do
Morii, ale, ku jego zdumieniu już następnego dnia posłaniec wrócił w
towarzystwie pięciuset krasnoludów.
Król często
rozmawiał z Aeriną. Wydawało mu się, że w tym całym zamieszaniu tylko ona tak
naprawdę go rozumie. Potrafiła znaleźć wspólny język niemal z każdym. Wyjątkami były Simbelmyne i
Indis. Raz potraktowana przez nie chłodno Aerina więcej nie próbowała
nawiązywać rozmów. Za to chętnie rozmawiała z Eldarionem. W ten sposób
dowiedział się, że jej matka była córką brata księcia Imrahila.
- Płynie w tobie krew elfów- zauważył, na co ona odparła ze
śmiechem:
- Jest już tak wymieszana z krwią innych ludów, że żaden
szanujący się elf nie przyznałby się, że ma ze mną coś wspólnego. Coś w tym
jednak musi być. Kocham morze... Ale mój kraj nie ma do niego dostępu, więc
rzadko je widuję. A jeśli, to tylko z daleka.
- Kiedyś, kiedy to się skończy, pokażę ci je z bliska.
- Ale jak to się skończy?
Potem nie rozmawiali
już więcej na temat morza. Mieli sporo innych tematów. Aż pewnego dnia ich
dłonie same się odszukały i nieśmiało złączyły. Żadne z nich nie cofnęło ręki. Tak
było im dobrze, choć każde z nich dziwiło się tym nagłym uczuciem.
Dni stawały się co
raz bardziej ponure. Pewnego dnia do miasta przybył na wpół oszalały zwiadowca
i oznajmił, że na granicy widziano stwory przypominające orków. Oprócz tego
wyczuwano tam złą moc.
- To nie jest zwykła wrogość mieszkańców, mój panie.
Obawiamy się, że Aulendila opętał jakiś demon i że to on wszystkim kieruje.
Eldarion spojrzał
na Aerinę.
- Kiedy opuszczałam Harad, był jeszcze w pełni świadomy
tego, co robi, ale... Robił się dziwny. Patrzył na wszystkich groźnie, za
najmniejsze przewinienia karał bardzo okrutnie. To musiało się zacząć
przynajmniej miesiąc przed moim wyjazdem.
- Mardilu, wyślij na pogranicze więcej zwiadowców.
Mężczyzna wyszedł, jednak po chwili wrócił.
- Eldarionie, pod bramami stoi ponad stu zbrojnych. Są
zgromadzeni pod sztandarem przedstawiającym złotego węża oplatającego srebrne
drzewo.
- To moje godło- wykrztusiła Aerina.- To znaczy mojej
rodziny. Panie, wpuść ich do miasta.
Mardil nie był pewien co do słuszności tego pomysłu.
- A jeśli to podstęp?
- Mogę przysiąc, że to nie podstęp. To pewnie podległy mi
oddział zorientował się, że jestem w Gondorze i za mną ruszył.
- Każ ich wpuścić, Mardilu.
Razem z Aeriną wyszedł na dziedziniec. Po krótkim czasie
pojawił się tam oddział jeźdźców. Zsiedli z koni i ukłonili się. Przed szereg
wystąpił młody mężczyzna o czarnych włosach i ciemnych oczach. Miały taki sam
wyraz jak oczy Aeriny.
- Bądź pozdrowiony Eldarionie, władco Gondoru. Przybywamy z
daleka by służyć ci w walce. Jestem Elendur, syn Ulbara. W lasach Lothlórien
spotkaliśmy twą siostrę, a ona powiedziała mi, że Minas Tirith potrzebuje
ludzi- mówił płynnie, a w jego głosie niemal nie było słychać obcego akcentu.
Wodził wzrokiem po zgromadzonych, aż jego wzrok spoczął na siostrze. Miała łzy
w oczach i ledwo je powstrzymywała. Nagle podbiegła do brata i rzuciła mu się
na szyję. Łkała, wyrzucając z siebie słowa bez ładu i składu. Elendur głaskał
ją delikatnie po plecach, aż się uspokoiła.
- Nie płacz. Już w porządku- szepnął jej do ucha. Czuł
wielką ulgę. Przez cały czas wygnania martwił się o nią. A myśl, że zostawił ją
w Hardzie samą na pastwę wuja i kuzynów spędzała mu sen z powiek.
* * *
Minął miesiąc,
potem kolejny, a wróg nie zaatakował. Eldarion zapewne stwierdziłby, że Harad
dał sobie spokój, gdyby nie fakt, że plotki o demonie, który opętał Aulendila
znalazły potwierdzenie w faktach. Sąsiednie państwo spowił mrok. Wszędzie
wyczuwało się grozę. Nocami na granicach było słychać wycie wargów i
towarzyszące im chrapliwe głosy orków.
Aż pewnego dnia
posłaniec doniósł, że armia wroga szykuje się do ataku. Przeszli przez Harnen i
kierowali się do przeprawy na Porosie.
W Minas Tirith stawili
się namiestnik Beren, książę Dol Amroth Gelmir, król Rohanu Elfwine, than
Faramir Took i wielu innych przywódców, w tym krasnoludy z Ereboru i z Morii.
Eldarion wodził po nich wzrokiem starając się w przybliżeniu policzyć ilu ludzi
przywiódł każdy z nich. Niewielu... Jęknął
w duchu. Elendur miał pod rozkazami osiemdziesięciu ludzi, Aerina
sześćdziesięciu. W dodatku posłał oddział pięciuset zbrojnych do obrony
przeprawy na Porosie. Potrzeba mi więcej
łuczników.
Obrady się
zakończyły. Przywódcy zaczęli wychodzić. Aerina odwróciła się w drzwiach
spojrzała na zgarbioną postać króla. Podeszła do niego powoli i położyła mu
dłoń na ramieniu. Drgnął i podniósł na nią wzrok. Uśmiechała się lekko, ale w
oczach miała strach.
- Nie smuć się, mój panie. Jeszcze nie przegraliśmy.
Teraz to ona się uśmiechnął. Wstał i delikatnie dotknął jej
policzka.
- Mów mi po imieniu.- Aerina zarumieniła się i spuściła
wzrok -Nie boję się przegranej, tylko tego co poczną poddani po naszej klęsce.
Kobiety są tu odważne, ale wróg je pokona. Mój lud zginie tragiczną śmiercią,
Aerino.
- Jeszcze nie przegraliśmy, Eldarionie, synu Elessara. I nie
przegramy, jeśli tylko odrzucimy strach przed klęską i jej następstwami.
Odwzajemniła jego gest, po czym szybko wyszła z
pomieszczenia.
* * *
Stojący na wzgórzu
Eldarion obserwował przeprawę na Porosie w świetle zachodzącego słońca. W
oddali widział błyski, gdy światło słoneczne odbijało się od włóczni i tarcz
wrogiej armii. Najeźdźcy byli jeszcze daleko, ale stale się zbliżali. Nagle
usłyszał dziwny dźwięk. Ktoś uzbrojony zbliżał się do niego od tyłu. Anduril
zalśnił w słońcu, gdy wyszarpnął go z pochwy.
- Spokojnie, to tylko ja! Nie poznałeś mnie?
Aerina zdjęła z głowy hełm i uśmiechnęła się szeroko. Długie
włosy upięła wysoko, a jej pierś chronił pancerz. Na napierśniku widniało jej
godło: złoty wąż oplatający srebrne drzewo.
- Znak naszego sojuszu. Zawartego przez mego dziadka i twego
ojca.
- Co by teraz powiedzieli? Gdyby zobaczyli, że nasze kraje
ze sobą walczą?
- Nie wiem. Nie potrafię sobie wyobrazić takiej sytuacji
Milczeli przez chwilę, wpatrując się w rzekę.
- Nie musisz tego robić. Stawać do walki z rodziną i
przyjaciółmi.
- Moją jedyną rodziną jest Elendur- przerwała mu ostro, ale
po chwili złagodniała.- W oczach moich kuzynów nie jestem warta więcej niż
niewolnica, którą można zabić i nikt się tym nie przejmie.- Głos drżał jej z
emocji.- Raz widziałam, jak mała dziewczynka potknęła się i niechcący potrąciła
jednego z nich. Nigdy więcej nie zobaczyła domu, rodziny. Zginęła na miejscu.
Nie mogę się bez wstydu przyznać, że łączą mnie z nimi więzy pokrewieństwa.
Jeśli któryś niedługo trafi w moje ręce, to wierz mi- nie będę się wahać.
Eldarion podszedł
bliżej niej.
- Jesteś jak moja siostra. Ty i Nimrodel cofniecie się przed
niczym byle by tylko walczyć w obronie sprawiedliwości.- Przerwał na chwilę, po
czym szepnął ledwo dosłyszalnie:
- Dwie z trzech najważniejszych kobiet w moim życiu.
Aerina spojrzała mu w oczy i po raz pierwszy, gdy ich
rozmowy dotknęły uczuć nie zarumieniła się.
- Kim jest trzecia?
- Morwena zmarła po porodzie. Zostawiła mi najcenniejszy
skarb. Elrosa.
- Przykro mi…
Patrzył na nią przez chwilę, poczym ujął jej w twarz w swoje
ręce. Wahał się przez moment i wtedy usłyszał czuły, lekko zniecierpliwiony
głos: Nie żyj przeszłością, kiedy
przyszłość ma tyle do zaoferowania. To był TEN głos. Głos Morweny, matki
Elrosa. Nie słyszał go od ponad pięciu lat. Nie mógł go lekceważyć. W chwili,
gdy rogi ogłosiły sygnał do ataku po drugiej stronie Porosu, pocałował Aerinę,
a głos w jego głowie powiedział z zadowoleniem: No wreszcie! Jestem z ciebie dumna.
- Eldarionie! Atakują nas i…- Mardil otworzył szeroko oczy,
ale po chwili machnął na to ręką. W normalnej sytuacji Eldarion usłyszałby
stosowny do okazji komentarz, ale tym razem przyjaciel był zaaferowany tym, co
działo się za rzeką.
- Pokonali przeprawę, obrona się wycofała.
- Zająć pozycje!- Eldarion wykrzyczał rozkaz.
Aerina dosiadła
swego konia i pogalopowała do brata. Ich oddziały były blisko siebie. Rozwijano sztandary: Gondor i Arnor,
Rohan, Shire, Erebor, Moria, księstwo Ithilien, Dol Amroth i Harad.
- Zaczęło się-
szepnął Elendur. Obok niego Aerina osłonił głowę hełmem i dobyła miecza.
Ostatnie promienie słońca padły na dolinę, którą gnały wojska wroga. Usłyszeli
donośny głos Eldariona, który wydał ostatnie rozkazy i ruszył do walki z
Mardilem u boku.
Armie starły się ze
sobą z łoskotem i rozpoczęła się rzeź. Kwik koni i jęki rannych mieszały się w
jeden ogłuszający jazgot.
Zmagania trwały
wiele godzin, aż niebo na wschodzie poszarzało. Wtedy zaś nadszedł najgorszy
moment bitwy. Do walki ruszył Aulendil, opętany przywódca Południowców. Wszyscy
się przed nim rozstępowali, czując paniczny lęk. Jedyną osobą, która nie
ustąpiła, był król. Jednym pchnięciem zabił wierzchowca najeźdźcy. Zapłacił
jednak za to mocnym uderzeniem w głowę. Zamroczony, osunął się na kolana.
- I cóż teraz poczniesz, marny człowieku?
Miecz wbił się ramię Eldariona.
- Za twym synem i siostrą wysłałem kilka zbrojnych
oddziałów. Wątpię, żeby dotarła do Przystani- wiedział, że słowa sprawiają
królowi ból, że ranią go bardziej, niż klinga miecza.
Demon nie docenił
jednak potomka Eldarów, nie domyślał się, jak wielka siła drzemie w na pozór
pokonanym człowieku. Anduril błysnął w ręku Eldariona, po czym wbił się prosto
w serce Aulendila. Ostatnim, desperackim ruchem demon wbił nóż w ciało króla.
Ostatnim, co ujrzał Eldarion, była niesamowita jasność na wschodzie.
____________________________________
Po raz kolejny wyobraźcie sobie dramatyczną muzykę: Pam,
pam, pam…
Ta historia powoli dobiega końca, ale trochę jeszcze Was
pomęczę.; )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz