poniedziałek, 27 stycznia 2014

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział IV



Nimrodel

   Kiedy Elros się obudził, było jeszcze ciemno. Leżał na trawie, owinięty w koc. Chłopiec podniósł się i rozejrzał. W pobliżu stała Nellas i w spokoju skubała trawę. Jednak po jej właścicielce nie było śladu. Elros już zaczął się bać, że Nimrodel go zostawiła, kiedy krzewy zaszeleściły i wyłoniła się spośród nich księżniczka we własnej osobie.
- Już nie śpisz? Jeszcze wcześnie.
- Wiem. Gdzie byłaś?
- Na zwiadach. Nie musisz się bać. Nic nam nie grozi- dodała szybko, widząc jego minę.
- Powiesz mi gdzie jedziemy?
- Czy nazwa Rivendell coś ci mówi?
- Ale to jest strasznie daleko!
- Jeśli zna się drogę i ma dobrego konia, to podróż nie zajmie więcej niż miesiąc.
Elrosowi wyraźnie zrzedła mina.
- Nie będzie tak źle, zobaczysz. Na pociechę powiem ci, że nie wielu ludzi widziało dolinę Imladris.
- To ma mnie pocieszyć? Wybacz Nim, ale perspektywa spędzenia miesiąca w siodle nie jest zbyt zachęcająca...
- Jak chcesz, to możesz iść na nogach. Co prawda zejdzie ci pół roku, ale przynajmniej nie będziesz jechał konno.
- No dobrze, już nie narzekam. Którędy pojedziemy? Przez Rohan?
- Nie, pojedziemy dłuższą drogą. Najpierw przez Lórien, a potem przez Morię.
- Zobaczymy elfy?!
- Nie w Lórien. Tam od dawna ich nie ma...
Nimrodel zamyśliła się, więc Elros o nic już nie pytał, tylko w milczeniu jadł śniadanie.
   Następnie ruszyli w drogę. Po wielu dniach Góry stały się bliższe, a u ich podnóża zamajaczył las.
- Spójrz Elrosie! To Lothlórien. W zamierzchłych czasach królestwo Celeborna i Galadireli.
Chłopiec z zapartym tchem obserwował zbliżający się las. Wieczorem wjechali między pierwsze drzewa.
- Jeszcze sto lat temu natknęlibyśmy się na wartowników. Teraz las jest opuszczony.
Pojechali dalej. Chłopiec w milczeniu obserwował las. Po kilku godzinach spomiędzy drzew wyłoniło się wzgórze porośnięte wysokimi drzewami.
- To Caras Galadhon. Dawniej było stolicą. A te wysokie drzewa to mallorny.
-Skąd tyle o tym wiesz?
- Moja matka wychowała się tutaj. Zatrzymamy się tu na noc.
   Nimrodel poczekała, aż Elros zapadnie w głęboki sen, po czym samotnie wspięła się na wzgórze. Nagle coś rzuciło jej się w oczy. Niewielki, zielony kopiec. Nie! Tylko nie to! Co sił w nogach podeszła do niego i upadła na kolana. Nie musiała czytać napisu. Odeszła... Nimrodel zaniosła się płaczem. A przecież wiedziała, domyślała się prawdy... Po chwili zeszła ze wzgórza i podążyła do małej kotlinki. Czuła, jakby mieszkała tu od zawsze. Tyle nasłuchała się od rodziców o tej krainie, że znała tu każdy kąt. Miejsce, w którym się znalazła było pamiętne dla wielu osób. A już na pewno dla pewnego hobbita... Była to kotlinka ze Zwierciadłem Galadrieli. Dalej tam stało, odbijając światło księżyca. Ten sam wodospad. Woda, która szemrała tak samo jak wtedy, ponad sto dwadzieścia lat temu. W tej chwili księżniczka była skłonna uwierzyć, że za chwilę zobaczy Galadrielę schodzącą po kamiennych schodkach i skradających się za nią hobbitów. Ale nie było nikogo. Już od bardzo dawna nikt nie korzystał ze Zwierciadła.
   Nagle poczuła, że ona i Elros nie są jedynymi osobami w lesie. Co sił w nogach popędziła do obozu. Chłopiec spał spokojnie, ale Nellas niespokojnie przestępowała się z nogi na nogę. Nimrodel pogłaskała ją po chrapach, po czym wzięła łuk i przypięła kołczan. Następnie zaszyła się w zaroślach przy drodze. Gościńcem szła grupa uzbrojonych ludzi. Stąpali niepewnie i wciąż rozglądali się na boki, jakby bali się, że z pomiędzy drzew nagle wyleci śmiercionośna strzała. Nimrodel postanowiła przynajmniej spróbować zawrócić ich z drogi, albo przekonać się, kim są. W tym celu przyjrzała się ich uzbrojeniu. Mieli ciężkie topory i miecze. Nie dostrzegła za to łuczników. Odetchnęła głęboko i wyskoczyła na drogę z okrzykiem:
- Daro!
   Mężczyzna, który szedł na przedzie stanął jak wryty. Przed nim stał wysoka kobieta o jasnych włosach, groźnej minie, i co najważniejsze z łukiem gotowym do strzału.
- Pani! Nie strzelaj!
Kobieta uśmiechnęła się okrutnie.
- Jeśli dasz mi dobry powód, to może się nad tym zastanowię. Kim jesteście i co robicie w lasach Lothlórien?
- Jestem Elendur, syn Ulbara władcy Haradu. Ja i moi ludzie zostaliśmy wygnani za sprzeciw wobec woli obecnego władcy, Aulendila. Szukamy tu schronienia. Czy to wystarczająco dobry powód, abyś nie strzelała?
   Strażniczka uśmiechnęła się. Nie był to już ten okrutny, bezduszny uśmiech, ale ten, który sprawiał, że ludzie czuli się pewniej.
- Wystarczający. Przepraszam, jeśli was przestraszyłam.
- Kim jesteś, pani?
- Jestem Nimrodel, córka Elessara.
- Co tu robisz, jeśli można spytać?
- Obiecałam bratu, ze będę chronić jego syna i w tym celu wyruszyłam w podróż. Dlaczego nie pojechałeś do Minas Tirith? Brakuje nam ludzi. Wiem, że chciałeś nam kiedyś pomóc.
- Skąd to wiesz?
- Aerina jest w Minas Tirith.
Nimrodel opowiedziała Elendurowi, jak jego siostra trafiła do stolicy i co się później wydarzyło.
- Natychmiast tam idę!
- Zajmie wam to sporo czasu, a ludzie nie zaufają wam na tyle, aby pożyczyć konie...
Księżniczka zamyśliła się. Po chwili jednak wpadła na pomysł:
- Nad rzeką Limlight jest osada, gdzie ludzie żyją głównie z hodowli koni. Na pewno nie przepuszczą okazji, aby trochę zarobić. To dość daleko, ale dzięki temu drogę do Gondoru przebędziecie o wiele szybciej.
- Dziękujemy. Co się stało z tym miejscem? Dawniej krążyły o nim legendy, a teraz…
- Jest opuszczone, to wszystko. Odpocznijcie. Pokonacie jutro większy dystans, jeśli się prześpicie.
   Nimrodel zostawiła ich przy drodze, a sama udała się do obozu. Elros nadal spał. Księżniczka po chwili zrobiła to samo.
   Kiedy się obudziła, niebo na wschodzie poszarzało. Obudziła Elrosa i po śniadaniu ruszyli w drogę. Kiedy mijali Cerin Amroth, oczy Nimrodel zaszły łzami. Żegnaj, mamo...
   Następnego dnia dotarli do Morii. Teraz, gdy krasnoludy na nowo ją zamieszkały, nie budziła dawnego lęku. Krasnoludy powitały ich z radością i wysłuchały wieści, które, delikatnie mówiąc, niezbyt je uradowały.
- Ale oczywiście stawimy się do walki- powiedział władca Morii, gdy żegnał księżniczkę przy Zachodniej Bramie.
   Przed nimi był ostatni odcinek podróży. Dotarli do Eregionu. Teraz był on zamieszkany przez ludzi, którzy na żyznych ziemiach założyli nowe osady. Na noc zatrzymywali się w gospodach, chociaż ludzie dziwnie patrzyli na małego chłopca podróżującego z groźną Strażniczką.
   To wydarzyło się tuż przed przeprawą przez Bruinen. Elros zauważył, że Nimrodel już drugi dzień niespokojnie ogląda się za siebie.
- Coś się stało?
-Na razie jeszcze nic.
Gdy po kilku godzinach ponowił pytanie, usłyszał:
- Mamy towarzystwo.
- Ścigają nas?
- Chyba tak.
To nie może być Elendur. Tego ranka, kiedy wyjechaliśmy z Lórien, był już daleko.
   Wiedziała, że muszą przekroczyć Bruinen przed zmrokiem. Słonce jednak nieubłaganie zachodziło.
- Noro lim, Nellas!
Klacz przyspieszyła, a wiatr szumiał im w uszach. Kiedy księżniczka ponownie się obejrzała, zobaczyła jeźdźców wyłaniających się zza zakrętu. Zbliżali się z każdą chwilą i Nimrodel wiedziała, że jeśli okażą się wrogami, będzie musiała ich zabić. Po chwili mogła zobaczyć ich twarze. To z całą pewnością nie są kupcy! Mieli zacięte miny i spoglądali na nią gniewnie.
- Weź wodze!
- Chyba nie chcesz ich zabić?!
- Rób, co mówię!
Chłopiec z ociąganiem chwycił za wodze. Po chwili usłyszał świst wypuszczane strzały i jęk zabitego. Dźwięki się powtarzały, aż zagłuszył je ryk wody.
- Nimrodel! Przed nami jest rzeka!
- Wjedź do wody!
Nimrodel uchyliła się od strzały, ta jednak drasnęła jej ramię. Po chwili byli na drugim brzegu. To jednak nie powstrzymało ścigających. Nimrodel zabiła jednego nożem, ale pozostali uparcie jechali dalej. W chwili, gdy przekraczali Bruinen odezwały się rogi i z lasu wyleciały strzały.
- Jesteśmy bezpieczni.
Nimrodel zsiadła z konia i wyciągnęła ręce by pomóc Elrosowi. Ten jednak wpatrywał się w nią z przerażeniem w oczach.
- Nie odtykaj mnie! Masz krew na rękach!
- Nie bój się mnie. Przecież mnie znasz! Nie potrafiłabym cię skrzywdzić!
- Nimrodel, którą znałem nie zabijała ludzi!
- To dalej ja. Jestem taka sama, jak wtedy, w Minas Tirith.
- Skoro zabiłaś ich, możesz to samo zrobić ze mną.
- Nie mogę. Jesteś synem króla, a za zamordowanie następcy tronu nie ma innej kary, niż śmierć.
- Tylko to cię powstrzymuje?!
- W żadnym wypadku! Ja nie zabijam dla zabawy. Elrosie, jesteś moim bratankiem i kocham cię. Przecież jestem z tobą od dnia, w którym się urodziłeś. Ufaj mi dalej i nie bój się!
Elros rzucił się jaj na szyję, przezwyciężając wstręt przed krwią, którą księżniczka wciąż miała na rękach.
- Nim, te strzały. Te, które wyleciały z lasu. Kto tam był?
Nimrodel uśmiechnęła się tajemniczo. Podeszła do wody i umyła w niej ręce. Elros stanął za nią.
- Kto to był?
- Elfy- odparła dziewczyna.
- Jesteśmy już blisko Rivendell? Elfy są blisko?
Chłopiec był wyraźnie podekscytowany.
- Bliżej, niż myślisz.
   Elros odwrócił się i zobaczył grupę elfów stojących nieopodal. Zaniemówił. Nie wiedział, co zrobić, a poza tym zorientował się, jak bardzo Nimrodel jest do nich podobna. Na czele grupy stali dwaj elfowie, podobni do siebie jak dwie krople wody.
- Mae govannen, Nimrodel.
Księżniczka skłoniła głowę w odpowiedzi. Elf zwrócił się do Elrosa:
- Jak cię zwą?
-Mam na imię Elros.
- Jak minęła wam podróż?- Jeden z elfów zwrócił się do Nimrodel.
- Nie licząc ostatnich wypadków- spokojnie.
   Po krótkim czasie znaleźli się na miejscu. Widok doliny zapierał dech w piersiach. Z każdej strony docierał do nich szum wody z małych potoków.
- Witajcie w Imladris.
   Zjechali w dół po stromym zboczu. Z tej odległości Dom Elronda prezentował się jeszcze okazalej. Po kolacji Nimrodel siedziała przy Elrosie czekając, aż zaśnie.
- Pasujesz tu.
- Co takiego?
- Chodzi mi o to, że wśród tych wszystkich elfów sama wyglądasz jak jedna z nich. Tutaj się nie ukrywasz, jesteś sobą. Dlaczego w domu nigdy tak się nie czesałaś? Bałaś się, że ktoś odkryje, kim jesteś?
Nimrodel miała włosy uczesane w taki sposób, w jaki robiły to elfki. Były lekko upięte z tyłu i odsłaniały szpiczaste uszy.
- Nie, do niedawna nie wiedziałam, kim jestem- uśmiechnęła się lekko.-  Śpij. To był ciężki dzień. Dobranoc.
-Dobranoc, Nim.
    Kiedy wychodziła na korytarz wiedziała, że nie będzie mogła położyć się jeszcze spać. Czekała ją poważna rozmowa. Niemal natychmiast natknęła się na Elrohira.
- Tak, wiem, że musimy porozmawiać- powiedziała, nim tamten zdążył się odezwać.
Kierując się do jednej z komnat, usłyszeli ściszone głosy. Kilka metrów dalej stał Elladan i jakaś elfka. Rozmawiali i zdawali się nie widzieć świata poza sobą.
- Dajmy im chwilę- powiedział elf, otwierając drzwi. Kiedy byli już w środku, wyjaśnił:
- To Miriel. Znają się od zawsze. Niezwykle miła dziewczyna, z resztą wkrótce sama się o tym przekonasz.
- Płynie z nami?
- Elladan nigdy by jej tu nie zostawił. Nie mów mu, że wiesz, ale to ze względu na Miriel zdecydował się odpłynąć.
Po chwili wszedł Elladan. Miał dobru humor, ale widząc Nimrodel, zasępił się. Wiedziała, o co chodzi i co zaraz usłyszy.
- Na co czekasz Nimrodel? Dlaczego jeszcze nie dokonałaś wyboru?
- Przypominam wam, że mieliście trochę więcej czasu na zastanowienie się, niż ja. Po za tym nie mam zamiaru dokonywać jeszcze wyboru.
- Kiedy to zrobisz? Zanim dopłyniemy do Eressei?
- Zrobię to jak będę pewna, w jaki sposób chcę żyć. Przecież was to nie dotyczy. Boicie się, że sprowadzę na was gniew Valarów?
- Nie Valarów się w tej chwili obawiamy, ale tego, jak zareaguje reszta rodziny. Wiemy, że chcesz zabrać tam Elrosa. To jest nadzwyczajny wypadek. Ale ty...
- Ja już powiedziałam swoje i nic tego nie zmieni- powiedziała Nimrodel pocierając ramię.
- Jesteś tak samo uparta, jak twoja matka. Nie ma sposobu, by cię nakłonić do czegoś, czemu jesteś przeciwna.
- Wiem o tym doskonale.
- Uważaj, Nimrodel. Twoja pewność siebie kiedyś cię zgubi. Możesz już iść. Maer ól.
- Hannon le.
   Nimrodel wyszła na taras i zwróciła twarz ku Zachodowi. Na szczęście nie widać morza… Ale i tak czuła jego obecność. Wiedziała, że jest tam, gdzieś daleko i ją woła.
___________________________________

Może trochę za długi, ale dobrze mi się pisało :)
W moim opowiadaniu zaczęły się pojawiać zwroty w języku elfów. Poniżej link do strony z tłumaczeniami:


Rivendell

 
Ten rozdział dedykuję osobie, która jest ze mną od pierwszych rozdziałów na "The Celebriana story". Olu, dzięki za cierpliwość, którą okazujesz moim wymysłom! :*
Tak, Bahir, to do Ciebie kochana :* :*

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział III



   Przywidziało mi się. Najzwyczajniej w świecie mi się przywidziało. Nimrodel szybkim krokiem szła do sypialni Elrosa. Próbowała się uspokoić, ale niezbyt jej to wychodziło. Nagle z komnaty wyszła opiekunka.
- Zasnął.
- A właśnie, że nie!
Dziewczyna westchnęła ciężko i zawróciła do pokoju.
- Odpocznij, Indis. Ja się nim zajmę- powiedział Nimrodel i weszła do sypialni.- Można wiedzieć czemu nie śpisz?
- Chcę posłuchać o czymś ciekawym. Zwiedzasz świat, Nim. A ja nie byłem dalej, niż w Dol Amroth.
- O moich podróżach opowiem ci kiedy indziej- milczała przez chwilę.- Słyszałeś o Earendilu?
- To gwiazda. Ukochana przez elfy.
- To nasz przodek.
- Jak możemy być potomkami ciała niebieskiego?
- To, co widzisz z ziemi, to blask Silmarila, który Earendil ma na czole.
Elros z szeroko otwartymi oczami wysłuchał opowieści o podróżach Earendila i o jego wyborze.
- Czyli Earendil musiał dokonać tego samego wyboru co ty?
- Skąd o tym wiesz?
Chłopiec spuścił wzrok.
- Zadałam ci pytanie.
Elros zadrżał. Nimrodel nigdy nie zwracała się do niego tak oschłym tonem.
- Podsłuchałem. Proszę, nie gniewaj się.
- Elrosie, nie wolno tego robić! Ale już nie ważne. Stało się. Nie wolno ci o tym nikomu mówić!
- Obiecuję. Nikomu nie powiem.
- Idź spać. Dobranoc.
- Dobranoc.
   Kiedy kilka godzin później Nimrodel leżała w łóżku nie mogła spać. Przewracała się z boku na bok i rozmyślała o wszystkim, co się wydarzyło. Kiedy w końcu usnęła, przyśniło jej białe wybrzeże i to, co za nim. Zielone łąki i biały port wychodzący na Wschód. A w porcie kilka wysokich osób, które najwyraźniej na coś czekały. W chwili, gdy wydawało się, że zobaczy ich twarze…obudziła się. Za oknem świat budził się do życia. Popatrzyła w okno wychodzące na Zachód i mruknęła pod nosem:
- To zaczyna się robić męczące...
   Przez pierwsze pół dnia snuła się bez celu po mieście, odwiedzając znajome miejsca. Kochała Minas Tirith, ale powoli zaczynała się w tym miejscu dusić. Po południu zdecydowała się porozmawiać z Aeriną. Zastała ją na dziedzińcu.
- Możemy porozmawiać?
Aerina bez słowa podążyła za nią. Kiedy stanęła przed Nimrodel, przestraszyła się. Księżniczka spoglądała na nią chłodno, niemal wyniośle. Dziewczynie od razu przypomniały się opowieści matki o dumnych władcach elfów.
- Jesteśmy same. Możesz mówić szczerze.
- Nie rozumiem…
- To proste. Jeśli okażesz się szpiegiem wroga, niezwłocznie opuścisz Gondor i Arnor. Z kolei jeśli okażesz się przyjacielem, będziesz mogła tu zostać jak długo będziesz chciała. Nie radzę ci kłamać.
Nimrodel  znacząco położyła rękę na rękojeści noża.
- Więc jak? Powiesz mi, co wiesz?
- Zapewniam, że nie jestem szpiegiem. Tak jak wam wczoraj mówiłam, jestem córką Ulbara i Lissuin, a moim bratem jest Elendur. Mój ojciec zmarł niedługo po tym, jak przyszłam na świat, a matka odeszła przed rokiem.
Zamilkła na chwilę, jakby zmagając się sama ze sobą.
- Za tymi najazdami stoi mój wuj. To Elendur jest prawowitym następcą tronu, ale gdy umarł ojciec, był jeszcze mały. Miał może trzy lata. Wtedy tron objął Aulendil. To nie jest jego prawdziwe imię, nikt go nie zna. Jakiś czas temu przybył do nas jeździec z Gondoru. Po nim pojawiali się kolejni. Pewnego razu przyjechali wszyscy. Było ich pięciu, a najważniejszy z nich przedstawił się jako Ulrad. Mówił, że król Gondoru nie żyje, a jego syn jest młody i niedoświadczony. Proponował szybki najazd, aby zaskoczyć króla. Elendur chciał go zabić i wtedy go wygnano. Ruszą za miesiąc, może dwa. Przejdą przez Harnen.
- Jaką mogę mieć pewność, że nie kłamiesz?
Na te słowa Aerina zdjęła z palca wilki pierścień. NImrodel poznała w nim wyrób elfów.
- Ten pierścień został ofiarowany memu rodowi przez twego ojca, kiedy między naszymi państwami zapanował pokuj. Elendur dał mi go, kiedy odjeżdżał. Czy teraz mi wierzysz?
- Wierzę. Cieszę się, że okazałaś się osobą godną zaufania, Aerino. Możesz wyjść Mardilu!
- Mówiłaś, że jesteśmy same.
- Przypominam ci, że stoimy wysoko na murach. Z łatwością mogłaś mnie z nich zepchnąć. Wolałam się zabezpieczyć. Chyba rozumiesz, o co mi chodzi?
- Rozumiem.
- Możesz już iść. Zaraz cię dogonię. Co to za poruszenie, tam na dole?- Spytała Mardila.
- Och, to nic wielkiego. Przybył tylko król Rohanu z żoną. A tak przy okazji to...- Nie dokończył, bo Nimrodel już nie było. Za zakrętem mignęły mu jej jasne włosy.
   Księżniczka zwinnie przemknęła między tłumem gapiów i przez tylne wejście wpadła do pałacu. W rekordowym tempie dotarła do pokoju i otworzyła szafę. Przez chwilę z uwagą wpatrywała się w jej wnętrze, po czym wyciągnęła jasnofioletową suknię z lejącego się materiału. Jej starsze siostry zawsze były zadbane i Nimrodel chciała im dzisiaj udowodnić, że czasy, kiedy bawiła się z Eldarionem drewnianymi mieczami dawno minęły. W korytarzu natknęła się na Mardila.
- Teraz rozumiem, czemu tak nagle uciekłaś. Liczysz, że tym razem Simbelmyne daruje sobie żarty na twój temat?
- Zgadłeś. Z tym, że moja siostrzyczka jest nieprzewidywalna.
- Mam cię uroczyście zapowiedzieć?
- Jeśli życie ci miłe, to dobrze ci radzę: nie rób tego!
   Po chwili dotarli do sali tronowej. W środku nie było jeszcze nikogo oprócz Eldariona i Elrosa. Kąciki ust króla uniosły się w szerokim uśmiechu, ale nic nie powiedział.
- Słuszna decyzja, braciszku.
Nic więcej nie zdążyła powiedzieć, bo drzwi się otwarły i wszedł król Rohanu Elfwine z żoną. Po powitaniach pojawił się książę Ithilien i Lalaith.
   Nimrodel przyglądał się uważnie siostrom. Lalaith zawsze była szczupła, ale teraz schudła jeszcze bardziej. Wydawało się, ze nawet nikły podmuch wiatru mógłby ją porwać. Jej imię oznaczało śmiech, ale księżniczka prawie nigdy się nie uśmiechała. Za to Simbelmyne, od zawsze nieco okrąglejsza od siostry i teraz zaokrągliła się jeszcze bardziej, a pod suknią wyraźnie rysował się brzuch. Była to oznaka, że Rohan wkrótce będzie miał powód do radości.
   Po godzinie w sali pojawiło się jeszcze więcej osób, ponieważ Eldarion zwołał naradę. Poprosił Aerinę, by opowiedziała, o tym, co wie o planach nieprzyjaciela. Zgodnie z wcześniejszą umową, pominęła fakt, że wie o poczynaniach Ulrada. Kiedy skończyła, odezwał się Ulrad:
- Jaką mamy pewność, że ta kobieta  nie kłamie?
- Ja mogę zaświadczyć jej słowom.
Ulrad posłał Nimrodel wściekłe spojrzenie. Że też ona zawsze ma coś do powiedzenia!
- Ja również!
Mardil spoglądał na Ulrada z wyższością.
- Panie! Oni kłamią! Zmówili się przeciw tobie! Zawarli porozumienie ze szpiegiem wroga, którym jest nie kto inny, tylko Aerina. Zaufaj swemu doradcy! Twa siostra chce przejąć władzę!
- Na twoim miejscu baczyłbym na słowa. Zarzucasz kłamstwo księżniczce, nie mając dowodów. To zbyt dumne słowa w ustach kogoś, na kim ciąży wyrok śmierci!
- Co takiego?!
- Zdrajca jest karany przez ścięcie. Ja jednak daruję ci życie. Z tą chwilą ty i twoi poplecznicy zostajecie wygnani z królestwa pod karą śmierci.
- Nie szukajcie też schronienia w Rohanie!- Odezwał się Elwine- Nikt wam go nie udzieli.
- Wszystkim, którzy są z nim w zmowie radzę natychmiast pójść za Ulradem. Drugiej szansy nie będzie.
   Ulrad przeląkł się. Zawsze miał księżniczkę za niedoświadczoną, głupiutką panienkę, która spędza czas w Rivendell, w domu swej matki. Teraz zorientował się, że się mylił. Nimrodel wie o nim więcej, niż się spodziewał.
    Po zakończeniu obrad wszyscy udali się na odpoczynek. Wszyscy oprócz Nimrodel i Eldariona. Księżniczka przez pewien czas krążyła niespokojnie po sali, czemu towarzyszył szelest sukni.. Po chwili oświadczyła bratu:
- Wyjeżdżam. I zabieram ze sobą Elrosa.
- Dokąd?
Nimrodel uważnie spojrzała mu w oczy. Przez chwilę starała się sobie przypomnieć, czy jej brat zna na tyle język elfów, aby ją zrozumieć, po czym przemówiła:
- Eressea
Eldarion przez chwilę nie wiedział, co powiedziała, ale potem przypomniał sobie jak ojciec uczył go języka Pierworodnych.
- Ir?
Nimrodel postanowiła nie męczyć już Eldariona obcym językiem.
- Tej nocy.
    Elros właśnie zasypiał, kiedy Eldarion wpadł jak burza do jego pokoju.
- Tato, co się stało?
- Ubierz się. Nie czas na wyjaśnienia.
Chłopiec zrobił to, co mu kazano. Po chwili w drzwiach stanęła Nimrodel. Była już gotowa. Przez ramię przewiesiła łuk.
- Idę przygotować konia. Pośpieszcie się!
Eldarion skończył pakować potrzebne rzeczy wziął syna za rękę.
- Tato, co się dzieje?
- Musisz uciekać. Nimrodel się tobą zajmie.
- A..Ale dlaczego? Tato, ja ni chcę stąd wyjeżdżać.
- Ja tez tego nie chcę. Ale Minas Tirith przestało być dla ciebie bezpieczne.
Wziął syna na ręce podążył w stronę stajni. Przed zabudowaniami stała Nellas, klacz należąca do Nimrodel. Jej jasna sierść połyskiwała w świetle księżyca. Nagle jak spod ziemi wyrosła przed nimi Nimrodel.
- Gotowi?
Eldarion przytulił syna, po czym wsadził go na konia.
 - Uważaj na niego, Nimrodel… I na siebie też uważaj. Weź to- położył jej na dłoni chłodny przedmiot. Nimrodel spojrzała no to, co miała w dłoni. Evenstar.
- Nie mogę tego wziąć.
- Ale musisz. Będzie cię chronił.
Do oczy księżniczki napłynęły łzy. A potem, jedna po drugiej zaczęły spływać po policzkach. Eldarion starł je dłonią.
- Duże dziewczynki nie płaczą.
Nimrodel uderzyła go lekko w ramię.
- Zdecydowanie wolę, kiedy to Simbelmyne ze mnie żartuje. Muszę już iść.
Księżniczka szybko wsiadła na konia.
- Atenio, navaer!
-Maer gwai!
- Noro lim, Nellas! Noro lim!
   Eldarion wszedł na mury i obserwował Nimrodel, póki wraz z Elrosem nie odjechali poza zasięg jego wzroku.
   Tymczasem Nimrodel obróciła się w siodle i ostatni raz spojrzała na Minas Tirith.
- Dokąd jedziemy, Nim?
- Przed siebie i byle dalej od miasta.
Elros musiał się zadowolić tą odpowiedzią. Wtulił się w Nimrodel i zasnął.Jednak, nim to się stało, usłyszał, jak Nimrodel mruczy pod nosem:
- Żegnaj, bracie. Niech cię osłania łaska Valarów.
Potem odezwała się już zupełnie głośno:
- Noro lim, Nellas!

___________________________________

No i jest! A myślałam, że nie wyrobię z tym rozdziałem:)

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział II



    - Jak to nie zamierzasz?- Eldarion podniósł głos.
- Nie kłóćmy się. Dopiero przyjechałam, a już skaczemy sobie do gardeł.
Eldarion wstał i przytulił siostrę. Stęsknił się za nią. Zawsze mu pomagała. Zajęła się Elrosem, gdy po śmierci Morweny prawie się załamał.
   Nagle do pokoju wtargnął jeden ze strażników.
- Mój panie! Przybyli posłowie z Haradu.
- Już idę.
Mężczyzna skłonił się i wyszedł.
- Czego oni tu szukają?!
- Nie wiem, Nimrodel. Idziesz ze mną?
- Tak, ale za chwilę.
Dziewczyna pobiegła do sąsiedniego pokoju. Po chwili wróciła przebrana w zieloną suknię. Następnie stanęła przed lustrem i zaczęła rozczesywać włosy. Po chwili wydała z siebie jęk:
- Jaka ja jestem głupia!
- O co ci chodzi?
- Popatrz.
Odgarnęła włosy. Oczom Eldariona ukazały się jej uszy. Z całą pewnością nie przypominały uszu człowieka. Były szpiczaste.
- Matka miała takie same- szepnęła.- A ja przez dwadzieścia lat nie zauważyłam, jaki mają kształt!
- Chodźmy już. Potem zastanowimy się nad twoją głupotą.
Wyszli na korytarz i ruszyli w stronę sali tronowej. Nimrodel ukradkowo spoglądała na Eldariona. Był wysoki i silnie zbudowany. Podobnie jak ona, miał jasne włosy. Przez pewien czas zastanawiali się, dlaczego tylko oni z całego rodzeństwa mają takie włosy. Lalaith i Simbelmyne miały ciemniejsze włosy. Wtedy rodzice wytłumaczyli im, że matka Arweny miała jasne włosy i to pewnie dzięki temu oni też takie mają.
   Jeszcze nie dawno nikt w Gondorze nie wyobrażał sobie innego króla oprócz Elessara. Teraz zdała sobie sprawę, że jej brat w skrzydlatej koronie wygląda jak król. Już w czasie koronacji nikt nie miał wątpliwości, że będzie dobrze rządził, choć zaledwie dzień wcześniej wielu myślało ze strachem o rządach nowego króla. Gondorowi brakowało tylko królowej. Niestety, Morwena nie zdążyła nią być. Eldarion często potem wyrzucał sobie, że pośpieszył się z małżeństwem. Kiedy się żenił miał zaledwie dziewiętnaście lat. A Morwena była od niego młodsza o dwa lata. Kiedy zmarła, rodząc syna jako osiemnastolatka, lekarz powiedział, że miała zbyt miało sił. Że gdyby poród odbywał się za dwa, trzy lata, przeżyłaby go. Wszyscy znali tą smutną historię. Niektórzy narzekali na młodego księcia, który podobno zmusił dziewczynę do ślubu. Prawda była taka, że oboje chcieli tego w ty samym stopniu i nikt nie był winny śmierci przyszłej królowej.
    Pogrążona w myślach, nawet nie zauważyła, kiedy dotarli na miejsce. Eldarion wszedł po schodach na podwyższenie, na którym stał tron. Nimrodel już miała podążyć z bratem, by stanąć za jego plecami, kiedy drzwi się otworzyły i pojawił się w nich wysoki mężczyzna. Bez zbędnych uprzejmości podszedł do tronu i skinął głową.
- Jakie wieści przynosisz Mardilu?
- Złe. Pojedyncze oddziały podchodzą pod granicę. Ten, kto nimi kieruje ma mało oleju w głowie. Ruszyli przez wąski wąwóz, w miejscu, gdzie mogą iść tylko parami. Powstrzymaliśmy ich. Ponieśli tak wielkie straty, że przez najbliższe dwa miesiące na granicy powinien panować spokój. Są przerażeni. Wielu mówi o wiedźmie z Minas Tirith, która po kryjomu zabiła siedmiu z ośmiu zwiadowców. Jeden odniósł tylko lekkie rany i następnego dnia ruszył do dowódcy z wieściami. Podejrzewam, że to twoje dzieło, Nmrodel?
   Jako jeden z nielicznych miał odwagę zwracać się do księżniczki po imieniu. Mimo łagodnej twarzy, Nimrodel w wielu osobach budziła lęk. Mardil był trzydziestoletnim mężczyzną, potomkiem Dunedainów. Z rodzeństwem łączyła go tak dawna przyjaźń, że nawet po koronacji Eldariona zwracał się do niego po imieniu.
   - Siedmiu? Byłam przekonana, że żaden nie przeżył.
- Jednemu się udało. Nie jestem pewien, ale to chyba jeden z posłów.
- W takim razie chętnie dokończę dzieła tu i teraz.
Eldarion dopiero teraz zauważył, ze jego siostra ma u pasa krotki nóż.
- Może najpierw pozwolisz mu dojść do słowa?
- Skoro tak uważasz... Ale to zaoszczędziłoby dużo czasu.
Nmrodel weszła po schodach i stanęła za tronem brata. Mardil zajął miejsce obok podwyższenia.
- Niech wejdą- powiedział Eldarion.
    Strażnicy otworzyli drzwi i pojawili się w nich dwaj mężczyźni i kobieta. Młodzieńcy mieli rysy ludzi z południa, byli śniadzi i mieli ciemne oczy. Towarzysząca im kobieta miała jasną cerę i rysy twarzy, które upodabniały ją do mieszkanek Gondoru. Całości dopełniały długie, brązowe włosy i oczy tego samego koloru.
- Witaj, królu Gondoru. Przybyliśmy przedstawić ci warunki naszego władcy. Tłumacz!- rozkazał stojącej obok dziewczynie. Ta jednak nie zareagowała.- Tłumacz!- Powtórzył, co raz bardziej zdenerwowany. Trzeciego rozkazu nie było. Zamiast tego uniósł rękę, by ją uderzyć.
- Nie ma takiej potrzeby!- Młodzieniec podniósł wzrok. Kobieta stojąca za plecami króla wpatrywała się w niego z pogardą i obrzydzeniem. Mało tego: czuł, jak jej wzrok przewierca go na wylot. Odwrócił spojrzenie. Jego towarzysz właśnie zrobił to samo. Po chwili zadygotał z wściekłości. Ta przeklęta Aerina nie tylko wytrzymała wzrok dziewczyny, ale wydawała się znajdować w jej oczach ulgę. Po chwili dotarło do niego, że księżniczka przemówiła w jego ojczystym języku.
- Nie ma potrzeby, abyś ją bił. Znakomicie cię rozumiem, podobnie jak mój brat. Teraz przedstaw warunki swego pana.
- Oto one: oddacie nam dobrowolnie Gondor i Arnor. Pozwolicie przejść przez kraj do Rohanu. W zamian oszczędzimy was i waszych poddanych.
- A jeśli odrzucimy warunki?- Eldarion odezwał się po raz pierwszy od rozpoczęcia spotkania.
- Wszyscy zginiecie. Wydaje mi się jednak, że mój władca pozwoli mi ocalić księżniczkę Gondoru- powiedział, patrząc pożądliwie na Nimrodel.
- Na prawdę chcesz ratować wiedźmę z Minas Tirith?- Pytanie Nmrodel przeszło w śmiech.- Cóż za łaskę okazujesz osobie, która niemal cię zabiła!
Poseł najpierw zbladł, a potem poczerwieniał. Następnie zaczął krzyczeć i przeklinać.
- Okaż szacunek!- Ariena złapała go za ramię.- W Haradzie może takie rzeczy uchodzą na sucho, ale nie tutaj!
- Zejdź mi z drogi!- Wrzasnął, odpychając ją od siebie. Ona jednak tylko wzmocniła uścisk. Zdenerwowany, z całej siły uderzył ją w twarz. Zatoczyła się, a potem uderzyła głową o posadzkę i straciła przytomność. Eldarion zerwał się z miejsca, ale siostra go uprzedziła. Nóż jakby sam wyskoczył z pochwy, po czym wbił się w ramię młodzieńca.
- Chybiłaś- odezwał się kpiąco. Wyrwał nóż z ramienia i rzucił go na ziemię. 
- Ja nie chybiam. Nigdy. Chcę, abyś zaniósł swemu władcy naszą odpowiedź.
- Odrzucamy wasze warunki.
- Głupcy! Jeszcze tego pożałujecie! Chodź!- Krzyknął na towarzysza.
- A co z Aeriną?
- Niech zrobią z nią, co zechcą. Dla nas była tylko balastem.
Księżniczka podeszła do Mardila i powiedziała cicho:
- Dopilnuj, aby opuścili Minas Tirith i Pelennor. Wiesz, co masz robić, jeśli będą sprawiać kłopoty.
- Tak.
Nimrodel podeszła do leżącej na ziemi dziewczyny. Powoli odzyskiwała przytomność.
- Jak się czujesz?- Użyła ojczystego języka Aeriny, ta jednak się skrzywiła.
- Proszę nie używaj przy mnie tego przeklętego języka! Nie mogę już go dłużej słuchać!
- Kim jesteś?
- Mam na imię Aerina. Jestem córką Ulbara i Lissuin. Moja matka pochodziła z Gondoru. To dzięki niej znam ten język. Ci dwaj, których już poznaliście, to moi kuzyni.
- Z tego co wiem, to Ulbar miał jeszcze syna.
-Elendur został wygnany przed rokiem, kiedy nie chciał najechać Gondoru ze swymi ludźmi. Zamiast tego chciał was ostrzec.- Nagle zbladła jeszcze bardziej.- Miałam nadzieję, że już tu dotarł...
- Nikt taki tu nie zawitał- powiedział Eldarion. Ciałem dziewczyny wstrząsnęły dreszcze, a po twarzy popłynęły łzy.
- Nie płacz. On żyje.
Nimrodel pomogła Aerinie wstać.
- Dziś przenocujesz tutaj, a rano zastanowimy się, co dalej.
 Księżniczka objęła dziewczynę ramieniem i wyprowadziła na korytarz. Nagle Aerina zatrzymała się.
- O nie! Zatrzymaj się! Było nas więcej. Dwóch schowało się na korytarzu.
- To już nie problem.
Zza rogu wyłonił się Mardil ocierający klingę miecza.
- Było was trochę za mało, jak na poselstwo skierowane do kraju, z którym zamierzacie walczyć.
Aerina odetchnęła z ulgą. Nmrodel odprowadziła ją do pokoju, po czym wróciła do czekającego na korytarzu Mardila.
- Zrobiłeś, o co cię prosiłam?
- Nie musiałem. Uciekali tak szybko, jakby goniła ich sama wiedźma z Minas Tirith.
- Raczej nie dostąpią tego zaszczytu.
- A ta kobieta, Aerina. Ufacie jej?
- Sprawia wrażenie godnej zaufania. Mówi naszym językiem, bo jej matka była z Gondoru. Jednak pozory czasem mylą.
- Chcesz, abym ją przesłuchał?
- Nie. Sama z nią porozmawiam. Jutro.
Nimrodel rozstała się z Mardilem przed sala tronową i wyszła na dziedziniec. Stanęła na murach i spojrzała na Zachód. Wystawiła twarz na ostatnie promienie słońca. Na niebie zalśnił Earendil.
Słońce posłało w stronę miasta ostatni snop światła. Ariena zawróciła swój okręt do Valinoru. Światło padło na Nimrodel. Księżniczka przeniosła wzrok na Morze. Poczuła wtedy coś, czego przedtem nie czuła: tęsknotę. Morze wołało ją i powtarzało słowa, które ktoś mógł wypowiedzieć na jego drugim brzegu. Niski, kobiecy głos zabrzmiał w uszach Nimrodel:
   Czekamy na ciebie…

Uff…Jakoś się udało. To zdecydowanie najdłuższy rozdział, jaki kiedykolwiek napisałam :*