niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział II



    - Jak to nie zamierzasz?- Eldarion podniósł głos.
- Nie kłóćmy się. Dopiero przyjechałam, a już skaczemy sobie do gardeł.
Eldarion wstał i przytulił siostrę. Stęsknił się za nią. Zawsze mu pomagała. Zajęła się Elrosem, gdy po śmierci Morweny prawie się załamał.
   Nagle do pokoju wtargnął jeden ze strażników.
- Mój panie! Przybyli posłowie z Haradu.
- Już idę.
Mężczyzna skłonił się i wyszedł.
- Czego oni tu szukają?!
- Nie wiem, Nimrodel. Idziesz ze mną?
- Tak, ale za chwilę.
Dziewczyna pobiegła do sąsiedniego pokoju. Po chwili wróciła przebrana w zieloną suknię. Następnie stanęła przed lustrem i zaczęła rozczesywać włosy. Po chwili wydała z siebie jęk:
- Jaka ja jestem głupia!
- O co ci chodzi?
- Popatrz.
Odgarnęła włosy. Oczom Eldariona ukazały się jej uszy. Z całą pewnością nie przypominały uszu człowieka. Były szpiczaste.
- Matka miała takie same- szepnęła.- A ja przez dwadzieścia lat nie zauważyłam, jaki mają kształt!
- Chodźmy już. Potem zastanowimy się nad twoją głupotą.
Wyszli na korytarz i ruszyli w stronę sali tronowej. Nimrodel ukradkowo spoglądała na Eldariona. Był wysoki i silnie zbudowany. Podobnie jak ona, miał jasne włosy. Przez pewien czas zastanawiali się, dlaczego tylko oni z całego rodzeństwa mają takie włosy. Lalaith i Simbelmyne miały ciemniejsze włosy. Wtedy rodzice wytłumaczyli im, że matka Arweny miała jasne włosy i to pewnie dzięki temu oni też takie mają.
   Jeszcze nie dawno nikt w Gondorze nie wyobrażał sobie innego króla oprócz Elessara. Teraz zdała sobie sprawę, że jej brat w skrzydlatej koronie wygląda jak król. Już w czasie koronacji nikt nie miał wątpliwości, że będzie dobrze rządził, choć zaledwie dzień wcześniej wielu myślało ze strachem o rządach nowego króla. Gondorowi brakowało tylko królowej. Niestety, Morwena nie zdążyła nią być. Eldarion często potem wyrzucał sobie, że pośpieszył się z małżeństwem. Kiedy się żenił miał zaledwie dziewiętnaście lat. A Morwena była od niego młodsza o dwa lata. Kiedy zmarła, rodząc syna jako osiemnastolatka, lekarz powiedział, że miała zbyt miało sił. Że gdyby poród odbywał się za dwa, trzy lata, przeżyłaby go. Wszyscy znali tą smutną historię. Niektórzy narzekali na młodego księcia, który podobno zmusił dziewczynę do ślubu. Prawda była taka, że oboje chcieli tego w ty samym stopniu i nikt nie był winny śmierci przyszłej królowej.
    Pogrążona w myślach, nawet nie zauważyła, kiedy dotarli na miejsce. Eldarion wszedł po schodach na podwyższenie, na którym stał tron. Nimrodel już miała podążyć z bratem, by stanąć za jego plecami, kiedy drzwi się otworzyły i pojawił się w nich wysoki mężczyzna. Bez zbędnych uprzejmości podszedł do tronu i skinął głową.
- Jakie wieści przynosisz Mardilu?
- Złe. Pojedyncze oddziały podchodzą pod granicę. Ten, kto nimi kieruje ma mało oleju w głowie. Ruszyli przez wąski wąwóz, w miejscu, gdzie mogą iść tylko parami. Powstrzymaliśmy ich. Ponieśli tak wielkie straty, że przez najbliższe dwa miesiące na granicy powinien panować spokój. Są przerażeni. Wielu mówi o wiedźmie z Minas Tirith, która po kryjomu zabiła siedmiu z ośmiu zwiadowców. Jeden odniósł tylko lekkie rany i następnego dnia ruszył do dowódcy z wieściami. Podejrzewam, że to twoje dzieło, Nmrodel?
   Jako jeden z nielicznych miał odwagę zwracać się do księżniczki po imieniu. Mimo łagodnej twarzy, Nimrodel w wielu osobach budziła lęk. Mardil był trzydziestoletnim mężczyzną, potomkiem Dunedainów. Z rodzeństwem łączyła go tak dawna przyjaźń, że nawet po koronacji Eldariona zwracał się do niego po imieniu.
   - Siedmiu? Byłam przekonana, że żaden nie przeżył.
- Jednemu się udało. Nie jestem pewien, ale to chyba jeden z posłów.
- W takim razie chętnie dokończę dzieła tu i teraz.
Eldarion dopiero teraz zauważył, ze jego siostra ma u pasa krotki nóż.
- Może najpierw pozwolisz mu dojść do słowa?
- Skoro tak uważasz... Ale to zaoszczędziłoby dużo czasu.
Nmrodel weszła po schodach i stanęła za tronem brata. Mardil zajął miejsce obok podwyższenia.
- Niech wejdą- powiedział Eldarion.
    Strażnicy otworzyli drzwi i pojawili się w nich dwaj mężczyźni i kobieta. Młodzieńcy mieli rysy ludzi z południa, byli śniadzi i mieli ciemne oczy. Towarzysząca im kobieta miała jasną cerę i rysy twarzy, które upodabniały ją do mieszkanek Gondoru. Całości dopełniały długie, brązowe włosy i oczy tego samego koloru.
- Witaj, królu Gondoru. Przybyliśmy przedstawić ci warunki naszego władcy. Tłumacz!- rozkazał stojącej obok dziewczynie. Ta jednak nie zareagowała.- Tłumacz!- Powtórzył, co raz bardziej zdenerwowany. Trzeciego rozkazu nie było. Zamiast tego uniósł rękę, by ją uderzyć.
- Nie ma takiej potrzeby!- Młodzieniec podniósł wzrok. Kobieta stojąca za plecami króla wpatrywała się w niego z pogardą i obrzydzeniem. Mało tego: czuł, jak jej wzrok przewierca go na wylot. Odwrócił spojrzenie. Jego towarzysz właśnie zrobił to samo. Po chwili zadygotał z wściekłości. Ta przeklęta Aerina nie tylko wytrzymała wzrok dziewczyny, ale wydawała się znajdować w jej oczach ulgę. Po chwili dotarło do niego, że księżniczka przemówiła w jego ojczystym języku.
- Nie ma potrzeby, abyś ją bił. Znakomicie cię rozumiem, podobnie jak mój brat. Teraz przedstaw warunki swego pana.
- Oto one: oddacie nam dobrowolnie Gondor i Arnor. Pozwolicie przejść przez kraj do Rohanu. W zamian oszczędzimy was i waszych poddanych.
- A jeśli odrzucimy warunki?- Eldarion odezwał się po raz pierwszy od rozpoczęcia spotkania.
- Wszyscy zginiecie. Wydaje mi się jednak, że mój władca pozwoli mi ocalić księżniczkę Gondoru- powiedział, patrząc pożądliwie na Nimrodel.
- Na prawdę chcesz ratować wiedźmę z Minas Tirith?- Pytanie Nmrodel przeszło w śmiech.- Cóż za łaskę okazujesz osobie, która niemal cię zabiła!
Poseł najpierw zbladł, a potem poczerwieniał. Następnie zaczął krzyczeć i przeklinać.
- Okaż szacunek!- Ariena złapała go za ramię.- W Haradzie może takie rzeczy uchodzą na sucho, ale nie tutaj!
- Zejdź mi z drogi!- Wrzasnął, odpychając ją od siebie. Ona jednak tylko wzmocniła uścisk. Zdenerwowany, z całej siły uderzył ją w twarz. Zatoczyła się, a potem uderzyła głową o posadzkę i straciła przytomność. Eldarion zerwał się z miejsca, ale siostra go uprzedziła. Nóż jakby sam wyskoczył z pochwy, po czym wbił się w ramię młodzieńca.
- Chybiłaś- odezwał się kpiąco. Wyrwał nóż z ramienia i rzucił go na ziemię. 
- Ja nie chybiam. Nigdy. Chcę, abyś zaniósł swemu władcy naszą odpowiedź.
- Odrzucamy wasze warunki.
- Głupcy! Jeszcze tego pożałujecie! Chodź!- Krzyknął na towarzysza.
- A co z Aeriną?
- Niech zrobią z nią, co zechcą. Dla nas była tylko balastem.
Księżniczka podeszła do Mardila i powiedziała cicho:
- Dopilnuj, aby opuścili Minas Tirith i Pelennor. Wiesz, co masz robić, jeśli będą sprawiać kłopoty.
- Tak.
Nimrodel podeszła do leżącej na ziemi dziewczyny. Powoli odzyskiwała przytomność.
- Jak się czujesz?- Użyła ojczystego języka Aeriny, ta jednak się skrzywiła.
- Proszę nie używaj przy mnie tego przeklętego języka! Nie mogę już go dłużej słuchać!
- Kim jesteś?
- Mam na imię Aerina. Jestem córką Ulbara i Lissuin. Moja matka pochodziła z Gondoru. To dzięki niej znam ten język. Ci dwaj, których już poznaliście, to moi kuzyni.
- Z tego co wiem, to Ulbar miał jeszcze syna.
-Elendur został wygnany przed rokiem, kiedy nie chciał najechać Gondoru ze swymi ludźmi. Zamiast tego chciał was ostrzec.- Nagle zbladła jeszcze bardziej.- Miałam nadzieję, że już tu dotarł...
- Nikt taki tu nie zawitał- powiedział Eldarion. Ciałem dziewczyny wstrząsnęły dreszcze, a po twarzy popłynęły łzy.
- Nie płacz. On żyje.
Nimrodel pomogła Aerinie wstać.
- Dziś przenocujesz tutaj, a rano zastanowimy się, co dalej.
 Księżniczka objęła dziewczynę ramieniem i wyprowadziła na korytarz. Nagle Aerina zatrzymała się.
- O nie! Zatrzymaj się! Było nas więcej. Dwóch schowało się na korytarzu.
- To już nie problem.
Zza rogu wyłonił się Mardil ocierający klingę miecza.
- Było was trochę za mało, jak na poselstwo skierowane do kraju, z którym zamierzacie walczyć.
Aerina odetchnęła z ulgą. Nmrodel odprowadziła ją do pokoju, po czym wróciła do czekającego na korytarzu Mardila.
- Zrobiłeś, o co cię prosiłam?
- Nie musiałem. Uciekali tak szybko, jakby goniła ich sama wiedźma z Minas Tirith.
- Raczej nie dostąpią tego zaszczytu.
- A ta kobieta, Aerina. Ufacie jej?
- Sprawia wrażenie godnej zaufania. Mówi naszym językiem, bo jej matka była z Gondoru. Jednak pozory czasem mylą.
- Chcesz, abym ją przesłuchał?
- Nie. Sama z nią porozmawiam. Jutro.
Nimrodel rozstała się z Mardilem przed sala tronową i wyszła na dziedziniec. Stanęła na murach i spojrzała na Zachód. Wystawiła twarz na ostatnie promienie słońca. Na niebie zalśnił Earendil.
Słońce posłało w stronę miasta ostatni snop światła. Ariena zawróciła swój okręt do Valinoru. Światło padło na Nimrodel. Księżniczka przeniosła wzrok na Morze. Poczuła wtedy coś, czego przedtem nie czuła: tęsknotę. Morze wołało ją i powtarzało słowa, które ktoś mógł wypowiedzieć na jego drugim brzegu. Niski, kobiecy głos zabrzmiał w uszach Nimrodel:
   Czekamy na ciebie…

Uff…Jakoś się udało. To zdecydowanie najdłuższy rozdział, jaki kiedykolwiek napisałam :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz