niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział IV



Nimrodel

   Kiedy Elros się obudził, było jeszcze ciemno. Leżał na trawie, owinięty w koc. Chłopiec podniósł się i rozejrzał. W pobliżu stała Nellas i w spokoju skubała trawę. Jednak po jej właścicielce nie było śladu. Elros już zaczął się bać, że Nimrodel go zostawiła, kiedy krzewy zaszeleściły i wyłoniła się spośród nich księżniczka we własnej osobie.
- Już nie śpisz? Jeszcze wcześnie.
- Wiem. Gdzie byłaś?
- Na zwiadach. Nie musisz się bać. Nic nam nie grozi- dodała szybko, widząc jego minę.
- Powiesz mi gdzie jedziemy?
- Czy nazwa Rivendell coś ci mówi?
- Ale to jest strasznie daleko!
- Jeśli zna się drogę i ma dobrego konia, to podróż nie zajmie więcej niż miesiąc.
Elrosowi wyraźnie zrzedła mina.
- Nie będzie tak źle, zobaczysz. Na pociechę powiem ci, że nie wielu ludzi widziało dolinę Imladris.
- To ma mnie pocieszyć? Wybacz Nim, ale perspektywa spędzenia miesiąca w siodle nie jest zbyt zachęcająca...
- Jak chcesz, to możesz iść na nogach. Co prawda zejdzie ci pół roku, ale przynajmniej nie będziesz jechał konno.
- No dobrze, już nie narzekam. Którędy pojedziemy? Przez Rohan?
- Nie, pojedziemy dłuższą drogą. Najpierw przez Lórien, a potem przez Morię.
- Zobaczymy elfy?!
- Nie w Lórien. Tam od dawna ich nie ma...
Nimrodel zamyśliła się, więc Elros o nic już nie pytał, tylko w milczeniu jadł śniadanie.
   Następnie ruszyli w drogę. Po wielu dniach Góry stały się bliższe, a u ich podnóża zamajaczył las.
- Spójrz Elrosie! To Lothlórien. W zamierzchłych czasach królestwo Celeborna i Galadireli.
Chłopiec z zapartym tchem obserwował zbliżający się las. Wieczorem wjechali między pierwsze drzewa.
- Jeszcze sto lat temu natknęlibyśmy się na wartowników. Teraz las jest opuszczony.
Pojechali dalej. Chłopiec w milczeniu obserwował las. Po kilku godzinach spomiędzy drzew wyłoniło się wzgórze porośnięte wysokimi drzewami.
- To Caras Galadhon. Dawniej było stolicą. A te wysokie drzewa to mallorny.
-Skąd tyle o tym wiesz?
- Moja matka wychowała się tutaj. Zatrzymamy się tu na noc.
   Nimrodel poczekała, aż Elros zapadnie w głęboki sen, po czym samotnie wspięła się na wzgórze. Nagle coś rzuciło jej się w oczy. Niewielki, zielony kopiec. Nie! Tylko nie to! Co sił w nogach podeszła do niego i upadła na kolana. Nie musiała czytać napisu. Odeszła... Nimrodel zaniosła się płaczem. A przecież wiedziała, domyślała się prawdy... Po chwili zeszła ze wzgórza i podążyła do małej kotlinki. Czuła, jakby mieszkała tu od zawsze. Tyle nasłuchała się od rodziców o tej krainie, że znała tu każdy kąt. Miejsce, w którym się znalazła było pamiętne dla wielu osób. A już na pewno dla pewnego hobbita... Była to kotlinka ze Zwierciadłem Galadrieli. Dalej tam stało, odbijając światło księżyca. Ten sam wodospad. Woda, która szemrała tak samo jak wtedy, ponad sto dwadzieścia lat temu. W tej chwili księżniczka była skłonna uwierzyć, że za chwilę zobaczy Galadrielę schodzącą po kamiennych schodkach i skradających się za nią hobbitów. Ale nie było nikogo. Już od bardzo dawna nikt nie korzystał ze Zwierciadła.
   Nagle poczuła, że ona i Elros nie są jedynymi osobami w lesie. Co sił w nogach popędziła do obozu. Chłopiec spał spokojnie, ale Nellas niespokojnie przestępowała się z nogi na nogę. Nimrodel pogłaskała ją po chrapach, po czym wzięła łuk i przypięła kołczan. Następnie zaszyła się w zaroślach przy drodze. Gościńcem szła grupa uzbrojonych ludzi. Stąpali niepewnie i wciąż rozglądali się na boki, jakby bali się, że z pomiędzy drzew nagle wyleci śmiercionośna strzała. Nimrodel postanowiła przynajmniej spróbować zawrócić ich z drogi, albo przekonać się, kim są. W tym celu przyjrzała się ich uzbrojeniu. Mieli ciężkie topory i miecze. Nie dostrzegła za to łuczników. Odetchnęła głęboko i wyskoczyła na drogę z okrzykiem:
- Daro!
   Mężczyzna, który szedł na przedzie stanął jak wryty. Przed nim stał wysoka kobieta o jasnych włosach, groźnej minie, i co najważniejsze z łukiem gotowym do strzału.
- Pani! Nie strzelaj!
Kobieta uśmiechnęła się okrutnie.
- Jeśli dasz mi dobry powód, to może się nad tym zastanowię. Kim jesteście i co robicie w lasach Lothlórien?
- Jestem Elendur, syn Ulbara władcy Haradu. Ja i moi ludzie zostaliśmy wygnani za sprzeciw wobec woli obecnego władcy, Aulendila. Szukamy tu schronienia. Czy to wystarczająco dobry powód, abyś nie strzelała?
   Strażniczka uśmiechnęła się. Nie był to już ten okrutny, bezduszny uśmiech, ale ten, który sprawiał, że ludzie czuli się pewniej.
- Wystarczający. Przepraszam, jeśli was przestraszyłam.
- Kim jesteś, pani?
- Jestem Nimrodel, córka Elessara.
- Co tu robisz, jeśli można spytać?
- Obiecałam bratu, ze będę chronić jego syna i w tym celu wyruszyłam w podróż. Dlaczego nie pojechałeś do Minas Tirith? Brakuje nam ludzi. Wiem, że chciałeś nam kiedyś pomóc.
- Skąd to wiesz?
- Aerina jest w Minas Tirith.
Nimrodel opowiedziała Elendurowi, jak jego siostra trafiła do stolicy i co się później wydarzyło.
- Natychmiast tam idę!
- Zajmie wam to sporo czasu, a ludzie nie zaufają wam na tyle, aby pożyczyć konie...
Księżniczka zamyśliła się. Po chwili jednak wpadła na pomysł:
- Nad rzeką Limlight jest osada, gdzie ludzie żyją głównie z hodowli koni. Na pewno nie przepuszczą okazji, aby trochę zarobić. To dość daleko, ale dzięki temu drogę do Gondoru przebędziecie o wiele szybciej.
- Dziękujemy. Co się stało z tym miejscem? Dawniej krążyły o nim legendy, a teraz…
- Jest opuszczone, to wszystko. Odpocznijcie. Pokonacie jutro większy dystans, jeśli się prześpicie.
   Nimrodel zostawiła ich przy drodze, a sama udała się do obozu. Elros nadal spał. Księżniczka po chwili zrobiła to samo.
   Kiedy się obudziła, niebo na wschodzie poszarzało. Obudziła Elrosa i po śniadaniu ruszyli w drogę. Kiedy mijali Cerin Amroth, oczy Nimrodel zaszły łzami. Żegnaj, mamo...
   Następnego dnia dotarli do Morii. Teraz, gdy krasnoludy na nowo ją zamieszkały, nie budziła dawnego lęku. Krasnoludy powitały ich z radością i wysłuchały wieści, które, delikatnie mówiąc, niezbyt je uradowały.
- Ale oczywiście stawimy się do walki- powiedział władca Morii, gdy żegnał księżniczkę przy Zachodniej Bramie.
   Przed nimi był ostatni odcinek podróży. Dotarli do Eregionu. Teraz był on zamieszkany przez ludzi, którzy na żyznych ziemiach założyli nowe osady. Na noc zatrzymywali się w gospodach, chociaż ludzie dziwnie patrzyli na małego chłopca podróżującego z groźną Strażniczką.
   To wydarzyło się tuż przed przeprawą przez Bruinen. Elros zauważył, że Nimrodel już drugi dzień niespokojnie ogląda się za siebie.
- Coś się stało?
-Na razie jeszcze nic.
Gdy po kilku godzinach ponowił pytanie, usłyszał:
- Mamy towarzystwo.
- Ścigają nas?
- Chyba tak.
To nie może być Elendur. Tego ranka, kiedy wyjechaliśmy z Lórien, był już daleko.
   Wiedziała, że muszą przekroczyć Bruinen przed zmrokiem. Słonce jednak nieubłaganie zachodziło.
- Noro lim, Nellas!
Klacz przyspieszyła, a wiatr szumiał im w uszach. Kiedy księżniczka ponownie się obejrzała, zobaczyła jeźdźców wyłaniających się zza zakrętu. Zbliżali się z każdą chwilą i Nimrodel wiedziała, że jeśli okażą się wrogami, będzie musiała ich zabić. Po chwili mogła zobaczyć ich twarze. To z całą pewnością nie są kupcy! Mieli zacięte miny i spoglądali na nią gniewnie.
- Weź wodze!
- Chyba nie chcesz ich zabić?!
- Rób, co mówię!
Chłopiec z ociąganiem chwycił za wodze. Po chwili usłyszał świst wypuszczane strzały i jęk zabitego. Dźwięki się powtarzały, aż zagłuszył je ryk wody.
- Nimrodel! Przed nami jest rzeka!
- Wjedź do wody!
Nimrodel uchyliła się od strzały, ta jednak drasnęła jej ramię. Po chwili byli na drugim brzegu. To jednak nie powstrzymało ścigających. Nimrodel zabiła jednego nożem, ale pozostali uparcie jechali dalej. W chwili, gdy przekraczali Bruinen odezwały się rogi i z lasu wyleciały strzały.
- Jesteśmy bezpieczni.
Nimrodel zsiadła z konia i wyciągnęła ręce by pomóc Elrosowi. Ten jednak wpatrywał się w nią z przerażeniem w oczach.
- Nie odtykaj mnie! Masz krew na rękach!
- Nie bój się mnie. Przecież mnie znasz! Nie potrafiłabym cię skrzywdzić!
- Nimrodel, którą znałem nie zabijała ludzi!
- To dalej ja. Jestem taka sama, jak wtedy, w Minas Tirith.
- Skoro zabiłaś ich, możesz to samo zrobić ze mną.
- Nie mogę. Jesteś synem króla, a za zamordowanie następcy tronu nie ma innej kary, niż śmierć.
- Tylko to cię powstrzymuje?!
- W żadnym wypadku! Ja nie zabijam dla zabawy. Elrosie, jesteś moim bratankiem i kocham cię. Przecież jestem z tobą od dnia, w którym się urodziłeś. Ufaj mi dalej i nie bój się!
Elros rzucił się jaj na szyję, przezwyciężając wstręt przed krwią, którą księżniczka wciąż miała na rękach.
- Nim, te strzały. Te, które wyleciały z lasu. Kto tam był?
Nimrodel uśmiechnęła się tajemniczo. Podeszła do wody i umyła w niej ręce. Elros stanął za nią.
- Kto to był?
- Elfy- odparła dziewczyna.
- Jesteśmy już blisko Rivendell? Elfy są blisko?
Chłopiec był wyraźnie podekscytowany.
- Bliżej, niż myślisz.
   Elros odwrócił się i zobaczył grupę elfów stojących nieopodal. Zaniemówił. Nie wiedział, co zrobić, a poza tym zorientował się, jak bardzo Nimrodel jest do nich podobna. Na czele grupy stali dwaj elfowie, podobni do siebie jak dwie krople wody.
- Mae govannen, Nimrodel.
Księżniczka skłoniła głowę w odpowiedzi. Elf zwrócił się do Elrosa:
- Jak cię zwą?
-Mam na imię Elros.
- Jak minęła wam podróż?- Jeden z elfów zwrócił się do Nimrodel.
- Nie licząc ostatnich wypadków- spokojnie.
   Po krótkim czasie znaleźli się na miejscu. Widok doliny zapierał dech w piersiach. Z każdej strony docierał do nich szum wody z małych potoków.
- Witajcie w Imladris.
   Zjechali w dół po stromym zboczu. Z tej odległości Dom Elronda prezentował się jeszcze okazalej. Po kolacji Nimrodel siedziała przy Elrosie czekając, aż zaśnie.
- Pasujesz tu.
- Co takiego?
- Chodzi mi o to, że wśród tych wszystkich elfów sama wyglądasz jak jedna z nich. Tutaj się nie ukrywasz, jesteś sobą. Dlaczego w domu nigdy tak się nie czesałaś? Bałaś się, że ktoś odkryje, kim jesteś?
Nimrodel miała włosy uczesane w taki sposób, w jaki robiły to elfki. Były lekko upięte z tyłu i odsłaniały szpiczaste uszy.
- Nie, do niedawna nie wiedziałam, kim jestem- uśmiechnęła się lekko.-  Śpij. To był ciężki dzień. Dobranoc.
-Dobranoc, Nim.
    Kiedy wychodziła na korytarz wiedziała, że nie będzie mogła położyć się jeszcze spać. Czekała ją poważna rozmowa. Niemal natychmiast natknęła się na Elrohira.
- Tak, wiem, że musimy porozmawiać- powiedziała, nim tamten zdążył się odezwać.
Kierując się do jednej z komnat, usłyszeli ściszone głosy. Kilka metrów dalej stał Elladan i jakaś elfka. Rozmawiali i zdawali się nie widzieć świata poza sobą.
- Dajmy im chwilę- powiedział elf, otwierając drzwi. Kiedy byli już w środku, wyjaśnił:
- To Miriel. Znają się od zawsze. Niezwykle miła dziewczyna, z resztą wkrótce sama się o tym przekonasz.
- Płynie z nami?
- Elladan nigdy by jej tu nie zostawił. Nie mów mu, że wiesz, ale to ze względu na Miriel zdecydował się odpłynąć.
Po chwili wszedł Elladan. Miał dobru humor, ale widząc Nimrodel, zasępił się. Wiedziała, o co chodzi i co zaraz usłyszy.
- Na co czekasz Nimrodel? Dlaczego jeszcze nie dokonałaś wyboru?
- Przypominam wam, że mieliście trochę więcej czasu na zastanowienie się, niż ja. Po za tym nie mam zamiaru dokonywać jeszcze wyboru.
- Kiedy to zrobisz? Zanim dopłyniemy do Eressei?
- Zrobię to jak będę pewna, w jaki sposób chcę żyć. Przecież was to nie dotyczy. Boicie się, że sprowadzę na was gniew Valarów?
- Nie Valarów się w tej chwili obawiamy, ale tego, jak zareaguje reszta rodziny. Wiemy, że chcesz zabrać tam Elrosa. To jest nadzwyczajny wypadek. Ale ty...
- Ja już powiedziałam swoje i nic tego nie zmieni- powiedziała Nimrodel pocierając ramię.
- Jesteś tak samo uparta, jak twoja matka. Nie ma sposobu, by cię nakłonić do czegoś, czemu jesteś przeciwna.
- Wiem o tym doskonale.
- Uważaj, Nimrodel. Twoja pewność siebie kiedyś cię zgubi. Możesz już iść. Maer ól.
- Hannon le.
   Nimrodel wyszła na taras i zwróciła twarz ku Zachodowi. Na szczęście nie widać morza… Ale i tak czuła jego obecność. Wiedziała, że jest tam, gdzieś daleko i ją woła.
___________________________________

Może trochę za długi, ale dobrze mi się pisało :)
W moim opowiadaniu zaczęły się pojawiać zwroty w języku elfów. Poniżej link do strony z tłumaczeniami:


Rivendell

 
Ten rozdział dedykuję osobie, która jest ze mną od pierwszych rozdziałów na "The Celebriana story". Olu, dzięki za cierpliwość, którą okazujesz moim wymysłom! :*
Tak, Bahir, to do Ciebie kochana :* :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz